Informator turystyczny
Szlaki
Przewodnik
Flora i fauna
Aktualności
Bibliografia
Miejscowości
Miejscowości widmo
Ścieżki przyrodnicze
Ścieżki dydaktyczne
Rezerwaty
Karpaty słowackie
Historia
Beskid Niski
Zaloguj
Licznik odwiedzin
![]() | Dziś | 7 |
![]() | Wczoraj | 662 |
![]() | Razem | 3331653 |
Pochówki wampiryczne |
Wpisany przez Lucyna Beata Pściuk | |||
Jawornik i pochówki wampiryczne
Nasz region jest wyjątkowo ciekawy pod względem etnograficznym. Wszyscy wiemy, że posiadamy w Sanoku największy skansen w Polsce, część osób oglądała wystawę poświęconą Bojkom w Muzeum Bieszczadzkiego Parku Narodowego w Ustrzykach Dolnych, do Muzeum Kultury Materialnej i Duchowej Bojków w Myczkowie, Muzeum Bieszczad w Czarnej (tej bieszczadzkiej), niektórzy byli w Galerii u pana Pękalskiego, u pani Darii Boiwki Komańczy, czy w izbach regionalnych w Czarnej lub Lutowiskach, ale niewiele osób słyszało o Jaworniku i pochówkach wampirycznych.
Fot. Małgorzata Różowicz
Dawny Jawirnyk nie istnieje. Obecnie mamy maleńką osadę leśną Jawornik położoną w miejscu dawnego przysiółka Miklaszki. Sama nazwa budzi pewne wątpliwości. Czy pochodzi od jaworu czy od funkcji obronnych, którą niegdyś wieś mogła pełnić? Oto jest pytanie. Pozwolę sobie zacytować fragmenty dwóch artykułów zamieszczonych w trzecim numerze rocznika "Połoniny". Tak o roli nazw pisze dr. Wojciech Krukar "Nazwy terenowe Bieszczadów Zachodnich": "Zdecydowana większość używanych obecnie nazw została utworzona przez społeczeństwa feudalne lub jeszcze starsze, które pierwsze zagospodarowały teren i dały początek osadnictwu. Poszczególne przedmioty terenowe wyróżniane były w tym czasie wyrazami pospolitymi (appellatiwa), nawiązującymi najczęściej do fizjonomicznych, społecznych lub kulturowych cech desygnatu. Z biegiem czasu upowszechniły się one w pewnym kręgu społecznym na tyle, że nabyły zdolność określania terenu, niekoniecznie tracąc przy tym swoje znaczenie. W ten sposób kształtowały się terenowe nazwy własne (nomina priopria). Podstawowymi komórkami społeczno-terytorialnymi były w tym czasie samowystarczalne wsie, z ludnością mało mobilną i silnie związaną z terenem. Należy pamiętać, że wieś, to nie tylko ciągnąca się wzdłuż potoku zabudowa, ale także cały obszar przyległych pól i lasów. Leżące blisko siebie wsie graniczą ze sobą (nie ma terenów „niczyich”), przy czym granice osad biegną najczęściej wzdłuż linii naturalnych, np. wzdłuż grzbietów górskich, potoków. Mieszkańcy danej wsi tworzą przede wszystkim nazwy dla obiektów położonych w jej granicach i mających dla nich znaczenie gospodarcze. Najwięcej nazw odnosi się więc do pól, polan, połonin, dróg, a nie, jak wynika to z map, do gór i punktów wysokościowych".
Fot. Robert Mosoń
Stanisław Kryciński w artykule "Nazwy obronne południowej części ziemi sanockiej" sugeruje iż nazwa wsi może mieć związek z obronnością, czy wypatrywaniem wroga. "Natomiast Jawornik koło Komańczy położony jest tak, jakby ktoś chciał go ukryć. Leży w bocznej dolinie dochodzącej do innej bocznej, w stosunku do Osławy, doliny. Jawornik powstał w czasie gdy w dolinach Osławy i Osławicy było jeszcze dużo miejsca na osadnictwo i wszystkie inne wsie lokowano właśnie nad tymi rzekami, bądź w dolinach bezpośrednio do nich przylegających. Jawornik natomiast jest wyraźnie schowany. Co ciekawe - tu również występuje nazwa Bereh. Była to grupa domów leżąca w najniższej części dolinki kryjącej wieś. Każdy, kto chciał dostać się do wsi doliną, musiał tędy przejść. Nad Berehem górowało wzgórze z cerkwią, które zasłaniało zabudowania wsi. Dopiero po jego okrążeniu docierało się do domów."
Fot. Robert Mosoń
Każdy z nas jadąc z Zagórza do Komańczy mija tę wioseczkę położoną nad potoczkiem Jawornik, który nieopodal wpada do Osławicy. . Centrum dawnego Jawornika znajdowało się w bocznej dolinie, było otoczone przez górki: Stańków Łaz, Popów Wierch, Jasieninę, pasmo Kamienia. Możemy także posłużyć się nazwami lokalnymi uratowanymi od zapomnienia przez Wojciecha Krukara i powiedzieć, że był położony pomiędzy Wahaliskim Wierchem, a Oławicą. Jawornik został lokowany na prawie wołoskim w dobrach królewskich na surowym korzeniu czyli od podstaw. Zachował się akt lokacyjny z 1546 r., zasadźcą był Roman Rusin, syn kniazia ze Szczawnego, zgodę na lokację wydał starosta sanocki Michał Wolski. Miejscowość dość szybko rozwijała się, 20 lat później była tu już cerkiew, młyn i karczma, uprawiano 12 łanów kmiecych, 1 kniaziowski i 1 popowski. Wieś ucierpiała i to bardzo w czasie najazdu Rakoczego w 1657 r., ponoć została prawie całkowicie wyludniona. Późniejsze lata tez do spokojnych nie należały, gdyż stacjonujące w okolicy wojska komputowe rekwirowały tu np. żywność. W czasie zaborów Jawornik jak wszystkie królewszczyzny wszedł w zarząd dóbr kameralnych i został sprzedany. Wieś ucierpiała też w czasie I wojny światowej, na pobliskim Kamieniu toczyły się ostre walki. W 1918 r. Jawornik przystąpił do tzw. Republiki Komańczańskiej, czyli opowiedział się za Ukrainą. W okresie międzywojennym to była zasobna wieś, gdyż posiadała: cztery karczmy, kooperatywę, szkołę, przedszkole, dwa młyny, olejarnię. Jawornik Górny czyli Wyżni Kinec (powyżej cerkwi) dzielił się na: Bundariwkę, Fedosziwkę i Wahaliwkę, o Niżnim Kińcu nic nie znalazłam na mapach Wojtka Krukara(piszę o nich obok). Do wsi należał też przysiółek Fajtyska pod stokami Kamienia.
Fot. Robert Mosoń
Po II wojnie św. prawie cała ludność została wysiedlona na Ukrainę lub w czasie akcji "Wisła" w Olsztyńskie. Miejscowość przestała istnieć, gdyż pozostałe rodziny przeniosły się do pobliskich wsi. A ponoć była taka piękna i kolorowa łemkowska wieś, gdzie domy były dwukolorowe, a drzewa owocwe nie były bielone, lecz malowane na czerwono. Pozostało po niej niewiele: kilka krzyży, resztki tramów, sady, zasypane studnie, resztki sklepów czyli kamiennych piwnic, cerkwisko. Cerkiew p. w. św. Dymitra z 1843 r. została rozebrana po II wojnie. Tak o tym piszą w ciekawym przewodniku "Beskid Niski Od Komańczy po Wysową" : "Według dokumentów starostwa Powiatowa Komisja Ziemska na posiedzeniu w dniu 25 marca 1948 roku przyznała dla Towarzystwa Przyjaciół Żołnierza Zarząd Oddziału w Sanoku do rozbiórki budynek pocerkiewny w Jaworniku gm. Komańcza na remont Domu Żołnierza w Sanoku." Znajduje się tu współczesna, niezbyt ładna kaplica.
Fot. Robert Mosoń
Okolice najlepiej zwiedzać wczesną wiosną, gdy jeszcze nie ma bujnej zieleni. Jawornik współcześnie kojarzy się z Orkiestrą św. Mikołaja i z lubelskimi studentami, którzy mają tu swoją bazę. http://www.mikolaje.lublin.pl/ Orkiestra p/w św. Mikołaja i miejscowi i nie tylko Łemkowie są animatorami tutejszego jak na nieistniejącą wieś bogatego życia kulturalnego. Muzycy niegdyś organizowali tu warsztaty muzyczne, w 60. rocznicę wysiedleń zorganizowano tu po raz pierwszy na terenie cerkiewnym odpust, który odbywa się na początku lipca. Kiedyś miałam w rękach przygotowany przez muzyków projekt Parku Kulturowego "Rezerwat pustki." Niestety, nie został on realizowany.
Fot. Robert Mosoń Orkiestra św. Mikołaja
W Jaworniku wytyczono ścieżkę dzięki której można było zwiedzić teren całej nieistniejącej wsi, prowadziła przeważnie starą łemkowską drogą wiodącą przez całą osadę i zahaczała o infrastrukturę bazy studenckiej. Ścieżka zaczynała się za ostatnimi zabudowaniami współczesnego Jawornika, za mostem. Do Jawonika można dostać się tylko pieszo lub rowerem, jest tu zakaz wjazdu samochodów. Oficjalnie baza jest nieczynna, ale od dawna ktoś w niej pomieszkuje. Bez problemu można tu rozbić namioty. Środowisko studenckie dba o teren, prowadzone są drobne naprawy w bacówce i wiacie.
Fot. Robert Mosoń Bacówka
Przetrwała legenda dawnego Jawornika, wsi słynącej z pochówków wampirycznych, która zapisała się w dziejach demonologii karpackiej. Legenda albowiem pochówki wampiryczne w tej części Karpat nie należały do rzadkości. Zachowało się stosunkowo dużo materiałów źródłowych opisujących takie praktyki pogrzebowe na terenie Ziemi Sanockiej. Jeszcze więcej informacji jest o zjawisku wiary w wampiry, szczególnie rozpowszechnionej wśród ludności rusińskiej. Pierwsza wzmianka o zabiegu antywampirycznym pochodzi z 1529 r. i dotyczy mieszkańców Lalina. Bardzo ciekawie o tym pisze Piotr Kotowicz w artykule "Wampir" z ulicy Zamkowej w Sanoku" "Rocznik Sanocki tom X " str. 52
Fot. Robert Mosoń
[...] W świetle zanotowanych pod Sanokiem i w Beskidzie Niskim wierzeń chodzącym po śmierci upiorem mógł stać się człowiek, u którego nie wystąpiło pośmiertne skostnienie. Mogło się tak zdarzyć, jeżeli pod ławą, na której leżał nieboszczyk, przeszedł pies lub kot. Można było go też poznać po tym, że oprócz tężca pośmiertnego był czerwony na twarzy, stąd też powiedzenie "czerwony jak upiór". Po odkopaniu, podejrzanego o "chodzenie" sprawdzano, czy ma pod pachą "pierze". Jego obecność zdecydowanie potwierdzała domniemania mieszkańców danej wioski. Uważano także, iż upiorem staje się dziecko poczęte podczas stosunku odbytego podczas menstruacji. Istniały też wewnętrzne "objawy" wampiryzmu. Wedle wierzeń zanotowanych w dorzeczu Osławy i pod Sanokiem, upiór za życia miał dwa serca lub dwie dusze (jedno sprawiedliwe - człowiecze, a drugie niesprawiedliwe - diabelskie), z których po śmierci jedno ginie, a drugie żyje i jest przyczyną jego pośmiertnej działalności. Szczególnie predysponowane do roli upiorów były osoby mające cechy zbliżone do czarownic, znające właściwości ziół, umiejący czarować, a także ci, którzy uczestniczyli w sabatach na Łysej Górze. Zdarzało się, że upiorem zostawał człowiek spokojny i życzliwy dla innych, który jednak pozostawił po sobie na ziemi jakieś niezałatwione sprawy, niewynagrodzone krzywdy czy wreszcie nie mógł rozstać się z rodziną i gospodarstwem. Upiory takie jak wierzono Seredniem koło Lutowisk i w Solinie, pomagały w gospodarstwie, żęły zboże, kosiły trawę, poiły bydło, a zimą młóciły.[...]"
Fot. Robert Mosoń
Nasze wampiry nie przypominały tych z horrorów, nie żywiły się krwi, szkodziły w sposób mniej wyrafinowany. Przeważnie straszyły, podduszały śpiących, obcowały płciowo ze swoimi współmałżonkami, z takiego związku urodziło się nawet dziecko w Bóbrce koło Krosna. Bardzo często sprowadzały chorobę lub obłęd. W niektórych miejscowościach obwiniano je o sprowadzanie zarazy np. cholery, która wielokrotnie zbierała straszne żniwo wśród tutejszej ludności. Świadczą o tym chociażby cmentarze choleryczne, które były w prawie każdej miejscowości. Wśród wampirów były też osobniki szczególnie niebezpieczne jak dziewczyna - wampirzyca z Bystrego, która wymordowała wszystkie dzieci we wsi.
Fot. Robert Mosoń
Coś należało zrobić z "chodzącymi zmarłymi". No, i robiono. W Karpatach mieliśmy etatowych pogromców wampirów zwanych u nas baczami. Opisy takich praktyk zachowały się. Hubert Ossadnik "Zwyczaje pogrzebowe doliny Osławy, Osławicy i Kalniczki". "...Wszystkie przypadki nagłej śmierci miały związek z działaniem upiorów. Noc w noc porywają niewinne dusze. Mimo strachu przed upiorem, ludzie szukali sposobu, żeby się przed nim zabezpieczyć. Pierwszą czynnością, wykonywaną już w trakcie pogrzebu było wynoszenie "upiora" pod odwróconym progiem lub przez odwrócone drzwi. Po drodze na cmentarz i z powrotem sypano mak, który jak wiadomo ma właściwości usypiające i co najważniejsze jest go dużo i zanim duch go pozbiera nastaje świt i złe moce tracą swoją siłę. ... Fot. Robert Mosoń
"W przypadku dwóch serc u upiora, jedno należało przebić. Był wypadek, że nieboszczyk chodził po śmierci do żony, pojawiał się jakimś ruchem. Znachor poradził tej kobiecie, aby ubrał na siebie tyle spódnic ile miała, tyle, że na lewą stronę. Kiedy zmarły przyszedł, to powiedział, że jeszcze nie widział, żeby ktoś tyle spódnic na lewą stronę ubrał. Rezolutna żona powiedziała, że nie widziała, żeby zmarły do żywego chodził. Wtedy "zrobił się wiatr", trzasnął drzwiami i duch znikł. Mimo tego nieboszczyk dalej szkodził, głównie nie chowało się bydło. Znachor poszedł na cmentarz, odkopał trumnę, nieboszczyk leżał na boku i był czerwony na twarzy, miał dwa serca, z których tylko jedno przebito żelaznym kołkiem (Kulaszne). Podobny zabieg odbył się w obecności księdza. Nieboszczyk "chodził", w żarnach "mlił", "doblę" z ziarnem na boisku mieszał i inne drobne przykrości robił. Poważne problemy naprawdę zaczęły się, gdy domownicy zaczęli o tym mówić. Ludzie z księdzem poszli na cmentarz, wydobyli zwłoki. Nieboszczyk śmiał się, wtedy zabili mu ząb z brony w serce. Okazało się, że miał dwa serca."
Fot. Robert Mosoń
Bardzo ciekawe są wyniki badań statystycznych przeprowadzonych przez L. Pełkę na ternie dawnych województw: lubelskiego i podkarpackiego. Przebadano 22 wypadki wampiryzmu. Ranking skuteczności zabiegów antywampirycznych: 25, 3 % - odkopanie grobu i odwrócenie ciała twarzą do ziemi, 23,1 % - zamówienie mszy w intencji zmarłego 11,6 % - wywiercenie otworu w grobie i wlanie do niego święconej wody 11,6 % - poświęcenie mieszkania po pogrzebie 5,7 % - pozbawianie upiora głowy poprzez ucięcie jej trupowi, zabieg stosowano zarówno przed jak i po pogrzebie. Takie zabiegi wykonywano często w obecności duchownego np. w Grabownicy, Kulasznem, Pętnej koło Gładyszowa. W tym ostatnim przypadku ksiądz powoływał się na ..."jewangelię". Wiara w wampiry była charakterystyczna dla całego regionu. Najwięcej informacji jet zawartych w 186 teczkach "Kwestionariusza w sprawie badań środowiska" przeprowadzonych w 1934 r. na terenie powiatów sanockiego, ustrzyckiego i leskiego. Różne zabiegi antywampiryczne były przeprowadzane w: Berezce, Dudyńcach, Jurowcach, Kulasznem, Maniowie, Prełukach, Wisłoku Górnym, Balnicy, Bukowcu, Łupkowie, Rabem, Rajskiem, Średniej Wsi, Smolniku, Serednicy, Smereku, Terce, Wańkowej, Woli Postołowej, Zawozie, Zubeńsku. Jak widać informacje o Jaworniku nie zostały przekazane przez miejscowych nauczycieli. To oni wypełniali kwestionariusze, które były wysyłane do Inspektoratu w Sanoku.
Fot. Robert Mosoń Miejsce cerkiewne
Skąd więc czerpiemy wiedzę o Jaworniku? Między innymi stąd. Oskar Kolberg"Sanockie-Krośnieńskie" (t. 49 - 51) Fot. Robert Mosoń Pozostałości po zabudowie
Antoni Ferdynant Ossendowski "Karpaty i Podkarpacie"
Fot. Robert Mosoń Współczesna kaplica wybudowana w miejscu dawnej cerkwi
"[...] Jeszcze z początkiem XX w. Bojkowie powszechnie kultywowali prasłowiańskie obyczaje, skacząc w Sobótki przez płonące stosy jałowca, smreka i jedliny. Powszechne było zakładanie na rogi krów wianków ze święconych ziół, które miały od uroków chronić. Uroki odczyniane też często były poprzez odymianie czeremchą i tojeścią gajową lub rozłogową. Rośliny użytkowano jako antidotum na czyhające tu i ówdzie demony. W czasie pogrzebu Bojkowie i niektórzy Łemkowie sypali mak wokół nieboszczyka, jeżeli podejrzany był o wampiryczne skłonności. Przed obudzeniem zmarłego chronić miały także nasiona dzikiej róży, które mu za pazuchę wsypywano. Jeśli pochówek z pewnych względów miał być przyspieszony, rozrzucano w trumnie nasiona lnu lub prosa, by w przypadku ewentualnej próby powrotu do żywych, zmusić nieboszczyka do wyzbierania ziarenek , co wystarczyło, aby przy tym zajęciu ponownie zasnął, tym razem na wieki (Falkowski, Pasznycki 1935). Z kolei Ossendowski wspomina o innym powszechnym zwyczaju pogrzebowym wśród Hucułów: wkładaniu do trumny monet (na wykupienie "myta" w zaświaty), kołacza (na poczęstunek zmarłych przodków) oraz wełny i ziół. Pamiętam jak wierzbą kruchą obsadziłem dookoła swoją łąkę, używając do tego żywokołków wycinanych w pobliskim lesie.Starzy ludzie zaczęli wówczas kręcić głowami: "Po co ci takie czarcie dziuple hodować?" Do dzisiaj żywotne jest też drugie znaczenie wierzby. Na Huculszczyźnie niejeden gospodarz u swoich wrót starym zwyczajem zatknie jeszcze zieloną gałązkę ze słowami: "Treba na swiatoho Jura kecku z werbow na worotach hazdy zatykaty, by ne mohła czariwnycija korowom mołoka widbraty" (M. Zabek [w] Gudowski 2001). na niektórych tradycyjnych chałupach tu i ówdzie nadal spotyka się zawieszoną wiązkę dziurowca lub bylicy - roślin od średniowiecza znanych jako " fuga demonum" (środek na ucieczkę złych duchów). Po uroczystości Bożego Ciała ludzie niosą do domu gałązkę brzozy, aby z nią błogosławieństwo na domowników sprowadzić. Niepisanym prawem zakazane było łamanie dzikiego bzu czarnego, aby przypadkiem uśpionego ducha nie obudzić, przesadzanie chabrów, smotraw i barwinków z cmentarza do ogrodu, aby wraz z nim jakiejś zabłąkanej duszy nie zgarnąć, zaglądanie do dziupli w starych wierzbach, by czarta tam nie spotkać. Rosnącą na grobie kalinę czy jarzębinę należało uszanować, bo dusza młodej dziewicy może ją zasiedlać.
Fot. Robert Mosoń
"Śladami Łemków" Roman Reinfuss[...]Do postaci o cechach nadprzyrodzonych, które w wierzeniach Łemków pozostały jako spadek po dalekiej przeszłości, należy jeszcze dodać te, jakie weszły do nich wraz z nauką głoszoną przez kościół. Wymienić tu trzeba przede wszystkim "czorta". W swej ogólnie znanej postaci pojawia się on raczej rzadko. Można z nim zawrzeć umowę, wówczas pomaga człowiekowi bardzo skutecznie, tylko po śmierci zabiera jego duszę.Gdy w pewnej wsi umierała "bosorka" (czarownica) mająca pakt zawarty z diabłem, w momencie konania przed jej dom zajechała bryczka, wysiadło z niej dwóch panów ubranych po miejsku, weszło do domu czarownicy, a gdy skonała, nikt nie widział, aby z domu tego ktoś wychodził. Jest rzeczą oczywistą, że były to dwa "czorty", które przyjechały po duszę zmarłej, a później po prostu znikły.Śmierć w wierzeniach Łemków posiada cechy jak najbardziej człowiecze. Jest to stara baba, odziana w białą płachtę.Spotkali się z nią pewnego razu przebierańcy z Wysowej, odwiedzający "weczirki". Chodzili oni "od wieczirek do wieczirek" , które odbywały się równocześnie w różnych chałupach, a swą przebraną śmierć nosili na drabinie, bo występowała boso i było jej zimno w nogi. Przechodząc obok cerkwi przebierańcy ujrzeli nagle białą postać. Była to "prawdziwa" śmierć. Przestraszeni pouciekali, a na placu pozostała jedynie śmierć przebrana, która nie mogła się tak szybko pozbierać. Wtedy "prawdziwa" śmierć kazała się tej przebranej wziąć na plecy i zanieść do Cegielki (wsi leżącej po stronie słowackiej), gdzie mieszkała młoda kobieta, przędząca wtedy len. Śmierć zarzuciła jej obręcz na szyję i kobieta zmarła. Po wykonaniu zadania "prawdziwa" śmierć poleciła tej przebranej odnieść się z powrotem do Wysowej. Podobne opowiadania o śmierci, która kazała się nosić, zanotowano też w Dołżycy na wschodniej Łemkowszczyźnie. Na pograniczu między niesamowitymi zjawami, a ludźmi, znajduje się upiór. Jest to istota (uważana przez niektórych za "ducha", przez innych za chodzącego nieboszczyka), który wychodzi z grobu i albo czyni ludziom różne złośliwości - straszy, dusi bydło itp. albo nie mogąc rozstać się z opuszczoną rodziną, wraca nocami do domu i pomaga w pracach przy gospodarstwie, rąbie drewno, młóci zboże itd. Opowiadają też o upiorach, które odwiedzały swoje żyjące żony i utrzymywały z nimi normalne stosunki małżeńskie.Upiorami pozostawali po śmierci ludzie, mający "dwie dusze". Jedna z nich została ochrzczona i ta po śmierci szła spokojnie w zaświaty, natomiast druga, nie ochrzczona pozostawała w zwłokach i powodowała , że nieboszczyk wychodził z grobu i zachowywał się jak żywy człowiek. Czasami przyszłego upiora można było poznać jeszcze za życia, ponieważ miał wybitnie czerwoną karnację twarzy i ciemne zrośnięte brwi.Po śmierci wskazywały na upiora elastyczne, niezesztywniałe zwłoki i zachowane rumieńce.
Fot. Robert Mosoń
Często upiorami stawały się kobiety zmarłe w połogu. Nocą wstawały z grobu, aby karmić i kąpać swoje osierocone dzieci. W jedne wsi, gdzie zmarła położnica wychodziła z grobu i odwiedzała nocą dom, w którym znajdowało się jej dziecko, ustawiano w czeluści pieca chlebowego nieckę z wodą i lnianą szmatę pełniącą funkcję ręcznika. Codziennie rano ręcznik był mokry, a dziecko starannie wykąpane.
Współżycie z przybywającymi w odwiedziny "upirem" było bardzo przykre, zwłaszcza gdy był to osobnik niespokojny i wyrządzający szkody. Likwidacją upiorów zajmowali się przeważnie "baczowie". Słowo "bacza" u Łemków nie oznacza pasterza, kierującego na hali wypasem owiec i produkcją sera, tylko znachora. Było ich wśród Łemków bardzo wielu. Do najznakomitszych należeli: Leszko Babej, zwany Gyrdą z Blechnarki i drugi nazwiskiem Bacza z Keckovec po stronie słowackiej. Pozostała po nich legenda, a po Babeju również samotny, kamienny nagrobek, jaki ostał się na zrujnowanym cmentarzu w Blechnarce. "Bacza" posługując się swoimi magicznymi sposobami, wyszukiwał na cmentarzu grób, z którego "wychodził" nieboszczyk, następnie odkopywał trumnę, wydobywał zwłoki, odwracał je plecami do góry i przybijał do zimie osikowymi kołkami lub żelaznymi zębami od bron. Należało jeszcze odciąć nieboszczykowi głowę, włożyć ją między nogi, przykryć kolczastymi gałęziami i po zasypaniu ziemią przywalić grób kamieniami. W ubiegłym stuleciu tego rodzaju pogrzeby były bardzo często wykonywane, ponieważ w czasie powtarzających się nawrotów cholery sprowadzanie zarazy Łemkowie przypisywali włóczącym się po nocach nieboszczykom."
Fot. Robert Mosoń Symbol nieśmiertelności, Bojkowie umieszczali go na głowie zmarłych niezamężnych dziewczyn
Tekst w dużej mierze oparłam na artykule Piotra Kotowicza "Wampir" z ulicy Zamkowej 20 w Sanoku", który ukazał się w "Rocznikach Saockich" tom X. Gorąco polecam ową pracę poprzedzoną kwerendą naukową. W artykule znajduje się aneks z materiałami źródłowymi. Na szczególną uwagę zasługują "Kwestionariusze w sprawie badań środowiska" , w sumie jest to 186 teczek dotyczących dawnej Sanocczyzny.
Fot. Robert Mosoń
Jawornik znajduje się na terenie objętym przez Europejską Sieć Ekologiczną Natura 2000. To specjalny obszar ochrony siedlisk Dorzecze Górnego Sanu (PLH 180021) obejmujący dorzecze Sanu od Myczkowiec do mostu w Sanoku. Obszar chroni doliny rzeczne - koryta i przykorytowe siedliska Sanu, Hoczewki, Osławy i Osławicy, Haliniczki, Sanoczka .
Fot. Robert Mosoń
Opracowanie Lucyna Beata Pściuk przewodnik górski, pilot wycieczek 502 320 069 Polecam nasze usługi przewodnickie - cena od 250 zł netto, od 350 brutto faktura VAT. Programy wycieczki przygotowuję indywidualnie dla każdej grupy dostosowując je do możliwości finansowych i zainteresowań grupy. Proszę o kontakt telefoniczny 502 320 069 Bieszczady i okolice oferują dla grup zorganizowanych multum atrakcji, wśród nich są: wycieczki górskie, wycieczki po ścieżkach dydaktycznych, spacery po górskich dolinach, miejscach cennych przyrodniczo, wycieczki rowerowe, spływy kajakowe i na pontonach, jazda konna pod okiem instruktora, bryczki, wozy traperskie, prelekcje, pokazy filmów przyrodniczych, diaporam, warsztaty przyrodnicze, warsztaty kulturowe, warsztaty fotografii przyrodniczej, pokazy ptaków drapieżnych, wizyty w wielu ciekawych miejscach np. hangary na szybowisku w Bezmiechowej, bacówkach z serami Bacówka Nikosa 504 750 254, zwiedzanie muzeów, galerii, cerkwi i dawnych cerkwi, ruin, "zaliczanie" punktów widokowych, nawiedzanie sanktuariów, izby pamięci prymasa Wyszyńskiego, spacer po udostępnionych turystycznie rezerwatach, rejsy statkiem po Jeziorze Solińskim, żaglowanie po Jeziorze Solińskim spotkania z naukowcami, ludźmi kultury, artystami itd. np. przy ognisku, zakup ziół i przypraw u Adama (Numer telefonu do Adama 723 652 669, towar można zamówić drogą pocztową.) itp. Koszt obiadu to w przypadku grup młodzieżowych jest od 15 zł do 25 zł. W tym roku mamy bardzo rozwiniętą ofertę edukacyjną na którą składają się warsztaty i prelekcje: kulturowe, przyrodnicze, związane ze starymi rzemiosłami, fotografii przyrodniczej itd. Cena od 800 zł/grupa warsztaty przyrodniczo-fotograficzne, od 12 zł/os warsztaty pieczenia chleba i proziaków, robienia masła i smażenie konfitur.
Fot. Robert Mosoń Baza namiotowa
Polecam Ścieżka Komańcza i okolice http://www.grupabieszczady.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=63&Itemid=69
Fot. Robert Mosoń Jawornik
My na facebooku Bieszczady forum https://www.facebook.com/groups/grupa.bieszczady/
Fot. Robert Mosoń Wiata w bazie
|