Zaloguj



Licznik odwiedzin

DziśDziś631
WczorajWczoraj756
RazemRazem3331615
Karpackie ciekawostki przyrodnicze
Wpisany przez Lucyna Beata Pściuk   

 

Niebezpieczne drapieżniki?

Wczesnym latem 2014 r.  pojawiły się w sieci i w lokalnych mediach informacje o naszych wielkich drapieżnikach, które ponoć  coraz bardziej zagrażają ludziom.  Od zaniepokojonych Czytelników otrzymałam zapytania czy pobyt w Bieszczadach jest bezpieczny dla przeciętnego turysty. Przeczytałam  relacje i dyskusje na forach  oraz notatki w lokalnej nazwijmy to prasie i cóż mogę powiedzieć. Strach ma wielkie oczy, być może było coś co spowodowało ataki paniki u turystów, ale konkretnie co, tego nie wiem. Są osoby, które są w stanie przestraszyć się nawet myszy. Druga możliwość i to duża to ta, że ktoś nas usiłuje wkręcić. Jest jeszcze jedna sprawa. Są tworzone Plany zadań ochronnych dla sieci Natura 2000, trwają konsultacje. W Bieszczadach trwa cicha walka pomiędzy inwestorami, a ochroniarzami przyrody. Media często angażują się po stronie LP czy inwestorów.  Spotkanie wilków czy niedźwiedzi należy do rzadkości, są sporadyczne ataki niedźwiedzi na ludzi, przeważnie na starych kłusowników i poszukiwaczy poroży, czasami pracowników leśnych.  No i na turystów, ale osobiście znam tylko  jednego poszkodowanego, którego niedźwiedzica zaatakowała jak usiłował włożyć najpierw aparat fotograficzny, a potem głowę do jej gawry. Spotkanie z wielkim drapieżnikiem na szlaku należy do wyjątkowych rzadkości, ja z czymś podobnym spotkałam się dwa razy w życiu: raz z młodym niedźwiedziem kręcącym się w listopadzie o zmierzchu na szlaku zielonym wiodącym do schroniska Pod Małą Rawką, a drugim razem obserwowałam także jesienią tak po 17.00 samotnego wilka, który podkradał się stada owiec w Berehach Górnych. Obie obserwacje były z daleka. Miałam  przyjemność widywania wilków i niedźwiedzi jeszcze kilka razy, ale to były szkolenia, albo "zdobycze" psa, byłam podprowadzana.  Mój poprzedni pies geniusz Buran lubił mi pokazywać kto mieszka w lesie. Jak mamy się zachować, aby nie doszło do spotkań trzeciego stopnia? Przede wszystkim należy pamiętać o tym, że drapieżniki mają bardzo dobre zmysły węchu i słuchu, one nas szybciej wyczują, zobaczą niż my ich. Najważniejsza jest profilaktyka i ciut ...empatii. Profilaktyka to: omijanie ostoi, nie wchodzimy z psem w miejsca, gdzie mogą być drapieżniki np. do młodników, głośne zachowywanie się (jedna z Koleżanek, która znaczy szlaki w Bieszczadach wraca z gór ze zdartym głosem, od czasu kiedy wlazła pomiędzy panią misiową i jej dwa młode i przeżyła ponoć najgorsze chwile w swoim życiu, stara się być słyszaną w całej okolicy więc w głuszy sobie śpiewa na  głos), dzwoneczek przy plecaku też robi sporo hałasu. Warto także pamiętąć o tym, że zwierzaki, szczególnie misie lubią słodkie owoce, więc nie wchodzimy do malinników, na pola jagodowe, do grzybnych lasów nie upewniwszy się, że tam nie ma żerującego zwierzaka. A empatia? Zwierzaki mają prawo spokojnie żerować, one są ekologicznie plastyczne więc robią wszystko aby nie spotkać człowieka, którego boją się, żerują o takich porach, gdy nas ludzi w lesie i w ekotonie nie ma. Nie wchodźmy więc  do ostoi o zmierzchu i o świcie. Dajmy im spokojnie najeść się. Jak unikać wilków tego nie wiem. Po prostu wilki unikają nas i spotkanie z nimi to jest tylko i wyłącznie ułamek sekundy,  jakiś cień majaczący w lesie. Na pewno nas nie atakują, wataha za nami nie łazi. Jak zachowujemy się, gdy zobaczymy niedźwiedzia? Po prostu przybieramy postawę osobnika poddanego, czyli kulimy się w sobie i wycofujemy się do tyłu. Nigdy nie uciekamy, nie odwracamy się tyłem do drapieżnika. Nie ważne czy to niedźwiedź czy też pies. Behawioryści mówią, że można udawać, że coś jemy. Drapieżniki atakują, gdy boją się, gdy przekroczymy ich strefę bezpieczeństwa, zbyt blisko do nich podejdziemy, odetniemy im drogę ucieczki więc możemy je troszeczkę uspokoić, gdy wycofując się udamy, że coś jemy. Wychodzą z założenia, że jeżeli ktoś coś zjada to nie stanowi zbyt dużego zagrożenia. I jeszcze jedna dobra rada, która przyda się jesienią. Należy nauczyć się odróżniać głosy zwierząt, bardzo często turyści mylą jelenie z niedźwiedziami.  Najczęściej spotykamy ślady bytowania drapieżników: ich kupy, tropy, sierść, resztki jedzenia. Spotkania oko w oko należą do wyjątkowych rzadkości, są nawet leśnicy w Bieszczadach, którzy pracują w tutejszych lasach i po 20 lat, a nigdy nie widzieli wilka czy niedźwiedzia.

 

Fot. Jernej Prosienecky Trop miśka

 


 

Orły przednie i orliki krzykliwe

Bieszczady to kraina ssaków i ptaków puszczańskich. Jako region powinniśmy być dumni, że to u nas przetrwało najwięcej niedźwiedzi, wilków, rysi, żbików, orłów przednich, orlików krzykliwych i innych rzadkich gatunków. Niestety, z tym bywa różnie. Ostatnio włócząc się po Bieszczadach i Górach Sanocko-Turczańskich mam możliwość obserwacji ptaków drapieżnych. Można je szybujące po niebie zobaczyć nawet z autokaru. Przeważnie są to popularne w całym kraju myszołowy i jastrzębie oraz często spotykane u nas orliki krzykliwe. Ja miałam możliwość obserwacji szybującego drapola, do końca nie jestem tego pewna ale wydaje mi się, że to był orzeł przedni. To nawet w naszym regionie jest rzadkość. No i widziałam niecodzienne w sumie polowania  "drapieżnych kur", czyli orlików krzykliwych spacerujących po skoszonych polach i pieszo szukających pokarmu. Te wydarzenia skłoniły mnie do skontaktowania się z dr. Marianem Stójem z Komitetu Ochrony Orłów. Zapytałam się, czy rzeczywiście u nas drapole mają się dobrze. I tu konsternacja. Wcale tak nie jest, w Bieszczadach zarówno orły przednie jak i orliki krzykliwe nie mają dobrych miejsc żerowych i miejsc do spokojnego bytowania. W Poleca mamy  35 gniazdujących par orłów przednich, jest to jeden z najrzadszych i najbardziej zagrożonych gatunków w naszym kraju. Zdecydowana większość z nich bytuje u nas,  i na terenie Bieszczadów, Gór Sanocko-Turczańskich i Beskidu Niskiego. W Bieszczadach mamy 6 par. Nasze orły wyprowadziły 10 piskląt, ale  w Bieszczadach tylko 1 pisklę. Czym jest to spowodowane? Przede wszystkim warunkami pogodowymi,  maju kiedy nadeszły zimne deszcze część młodych zginęła. U regionie  pojawia się też problem zwalczania chronionych ptaków przez miejscowych. O tym nie mówi się, ale trwa walka pomiędzy inwestorami, a przyrodnikami. Inwestorzy niszczą chronione gatunki, gdyż ich obecność powoduje, że nie dostają pozwolenia na budowę. Taka była przyczyna zniszczenia jednego gniazda orłów przednich w gminie Lutowiska. Jeżeli dodamy do tego zastrzelenie jednego orła przez kłusownika to sytuacja nie wygląda dobrze. Na Pogórzu Przemyskim i w Beskidzie Niskim  orły są trute. Ponoć to dzieje się  przy okazji trucia lisów, które zjadają. Tylko część ptaków udaje  uratować się. Sytuacja orlików w Bieszczadach jest jeszcze gorsza, ale to przez rozwiązania systemowe. U Polsce są wysokie dopłaty do tzw. łąk derkaczowych. Takie pola są tylko raz wykaszane, ptaki drapieżne nie mają przez to miejsc żerowych. Chroniąc jeden gatunek rzadkiego ptaka  - derkacza w ramach sieci Natura 2000 jednocześnie niszczy się populację innych cennych gatunków. W tym wypadku szczególnie orlika krzykliwego, który z Bieszczadów przenosi się na Pogórza i w Beskid Niski. Te drapole zjadają gryzonie, w tym myszy, żaby, nie gardzą nawet owadami. Orliki krzykliwe przenoszą się tam, gdzie jest rolnictwo.  Ostatnio dwie pary orlików zaobserwowano koło Jasła, wcześniej ich tam nie odnotowano. Na szczęście karpacka populacja orlika krzykliwego jest stabilna i wynosi 450 par. Trochę lepiej mają orły przednie, one potrafią upolować większą zdobycz np. zające, lisy, młode sarny.

 

Fot. Mariusz Strusiewicz  Orlik krzykliwy (Aquila pomarina)

 


 

Młode sowy uszatej

Nasza stronka jest coraz częściej tworzona przez Czytelników. Kilka dni temu dostałam na grupę   bardzo ciekawe zdjęcia od pana Kamila Dobosza. Fotografie stały się pretekstem, od dawna chciałam napisać o tym jak należy zachować się jak spotka się młode zwierzęta, w tym podloty. Oczywiście, jakąś tam wiedzę mam, ale zapytałam się o to  fachowców. Znany podkarpacki ornitolog Przemysłąw Kunysz stwierdził: "Zachować w spokoju. W żadnym wypadku nie ingerować, rodzice są w pobliżu. Można ptakowi dyskretnie przyjrzeć się, sprawdzić czy to podlot. Młode można poznać po upierzeniu, krótkim ogonku, żółtych zajadach w kącikach dzioba. Dorosłemu ptakowi, gdy widzimy, że jest kontuzjowany, ewidentnie chory należy pomóc. Można skontaktować się z weterynarzem, albo zawieźć do kliniki Fedaczyńskich https://www.facebook.com/dzikiezwierzataprzemysl?fref=ts

Podobnie twierdzi znany fotograf przyrody Mariusz Strusiewicz: "W tym okresie często spotykamy młode zwierzęta. Zarówno ptaki jak i ssaki. Zasada jest ta sama: nie dotykamy, nie interesujemy się, nie zbliżamy. Młode ptaki, nie ważne, czy to sowa czy też nie już próbują swoich sił, uczą się latać, oczywiście pod nadzorem rodziców. Obok takiego malucha zawsze są rodzice, podlot jest karmiony i kontrolowany. Należy pamiętać o tym, że sowy są potencjalnie niebezpieczne i dorosłe osobniki atakują w obronie swoich małych. Znam osobiście kilka takich przypadków. Mojemu koledze podleśniczemu Olafowi sowy uralskie pokieraszowały nieźle kark. Sowy uszate podobnie zachowują się. Poza tym podloty sów świetnie sobie radzą. Potrafią wspinać się jak koty, za pomocą dzioba i ostrych pazurów bardzo szybko wspinają się na drzewo. Pamiętajcie, że instynkt macierzyński czy rodzicielski zwierząt jest bardzo silny. One zawsze są w pobliżu młodych. Wyobraź sobie taką sarnę. Jest z młodym, karmi jedno, ale nasłuchuje, czy drugie młode nie jest w niebezpieczeństwie. Wystarczy naśladować głos młodego wzywającego pomocy aby matka od razu rzuciła się na pomoc. Strategia przetrwania  tego gatunku jest następująca: młode rodzi się bez zapachu, drapieżniki nie są w stanie ich wyczuć. Matki zostawiają małe np. w  w polu, dobrze ukryte w trawie, przychodzą tylko na karmienie, ale zawsze są w pobliżu. W razie zagrożenia koza odciąga drapieżnika czy człowieka od miejsca, gdzie jest młode. Biegnie w drugim kierunku. Gdy spotykamy młode sarny w żadnym, ale w żadnym wypadku jej  nie dotykamy. Dotknięte młode zostanie odrzucone przez matkę i umrze w cierpieniu, przeważnie z głodu."

Zapytałam też Kolegę o to czy można fotografować młode zwierzęta. "Można ale tylko w taki sposób, aby w żadnym ale to żadnym wypadku nie szkodzić zwierzakom. Jestem etycznym fotografem, zresztą doskonale o tym wiesz. Wielokroć na warsztatach fotografii przyrodniczej które czasami razem prowadzimy mówię młodym adeptom, że nie mamy moralnego prawa nikomu szkodzić, ingerować w naturę, w żadnym wypadku nie wolno młodych narażać na śmierć. To podstawa. Jest opracowany kodeks etycznej fotografii przyrodniczej. Wrzuć link niech fotograficy z nim zapoznają się http://zpfp.pl/czytelnia,etyka.htm Sam czasami fotografuję młode, w tym podloty. Ostatnio kosa w parku. Zrobiłem mu zdjęcie ale tak, że zwierzak nawet nie zorientował się. Pamiętajcie:  nie wolno podchodzić, zbliżać się, w żadnym wypadku nie dotykać. Chyba, że zwierzę cierpi. Podlot sowy zawsze wzywa rodziców, jak bardzo długo piszczy i kłapie dziobem to znaczy, że dzieje się coś złego. Pamiętajmy jednak o tym, że rodzice do niego nie przylecą i go nie nakarmią dopóki my jesteśmy w pobliżu. Oddalmy się i ewentualnie po kilku godzinach sprawdźmy co dzieje się. Nie podchodźmy ale sprawdźmy za pomocą lornetki."

 

Fot. Mariusz Strusiewicz Sowa uszata


 

Odwieczny temat owce i wilki

Dziś miałam pisać o wężach Eskulapa ale powrócił temat ataków wilków na zwierzęta domowe. Dotyczy to tym razem Lutowisk. Hmm wilki i owce więc zbliżają się jakieś wybory samorządowe. Tak zawsze bywa, wilk otwiera drzwi w wielu redakcjach, więc przyszli kandydaci mają darmową kampanię wyborczą. Następna rzecz. Ciągle mówi się o tych samych gospodarstwach, ale tylko położnych poza BdPN. Dlaczego? No cóż, w chwili obecnej za szkody wyrządzone w stadach m.in. owiec na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego skarb państwa nie wypłaca odszkodowań. Tam zabicie przez wilka czy niedźwiedzia owcy to czysta strata dla hodowcy. Stada na wypasach kulturowych są zabezpieczone i to bardzo dobrze. Chronią je specjalne, opracowane przez dr Wojciecha Śmietanę ogrodzenia, rodzaj elektrycznych pastuchów podłączonych do baterii słonecznych tak skonstruowanych, że wilk o ile są dobrze rozłożone i podłączone, nie jest w stanie ich pokonać. Poza tym stada są chronione przez psy pasterskie. Takie ogrodzenia są rozdawane, finansuje je WWF.  Inaczej jest ze stadami pasącymi się w okolicy Lutowisk i Rabego. Tam zabezpieczeń nie widać, czasami nawet nie ma psów pasterskich. Zwierzęta domowe są zdane na łaskę drapieżników, przede wszystkim wilków. Coraz częściej w regionie mówi się o tym, że część hodowców specjalnie hoduje owce dla drapieżników. Dosłownie je podają wilkom na tacy. Odszkodowania są wyższe niż cena rynkowa baraniny. Spreparowaną na ognisko owcę możecie już kupić w Bieszczadach za max 200 zł. Wilki bardzo łatwo uczą się, część może się specjalizować w zabijaniu zwierząt domowych. Szczególnie teraz, gdy młode rosną, mają dosłownie wilczy apetyt, a kopytne stanowiące podstawę ich diety są w dobrej kondycji fizycznych i wataha ma problemy ze zdobyciem pożywienia. Każdy kto miał szczeniaka np. owczarka niemieckiego wie o czym mówię.

Ich apetyt jest wręcz przysłowiowy, młode szybko rosną i potrzebują dużo, wysokokalorycznego jedzenia. Problem na razie dotyczy Lutowisk. Tu ponownie pani Renata Kozdęba postuluje odstrzał wilków. Już dwukrotnie udało się jej doprowadzić do uzyskania zgody na odstrzał drapieżnika , zgodę wydaje Generalny Konserwator Ochrony Środowiska. Jeden basior został zabity...w styczniu 2013. r. Należy jeszcze zaznaczyć, ze ten atak był dziwny. Tam nie ma ogrodzenia dr Śmietany, tylko ponoć dwumetrowa siatka. Nie ma śladu podkopania się wilka pod siatką, nie ma śladów aby zwierzę przeskoczyło ogrodzenie. Co najdziwniejsze jeden z dwóch psów pasterskich wydostał się poza ogrodzenie. Czary dzieją się w Lutowiskach, oj dzieją.

Kilka słów o bieszczadzkich wilkach http://www.grupabieszczady.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=21&Itemid=24

 

Fot.

 


 

30 grudnia 2017 r. 27 grudnia ze Sławkiem Wasilewskim i Mirkiem Pielą byliśmy na spotkaniu mediacyjnym zorganizowanym przez Stowarzyszenie  Pro Carpathia z Rzeszowa  w ramach programu "Razem dla zielonego Podkarpacia" w Karczmie Brzeziniak w Przysłupiu. Samą Karczmę polecam, wysmakowane wnętrze, piękna zastawa, smaczne jedzenie.  Mnie idea dwustronnych spotkań wprost zafascynowała, ale chyba należę do wyjątków. Powiedzmy, że spotkanie było bardzo kameralne, oprócz naszej trójki byli .in. naukowcy: dr Aleksandra Wołoszyn -Gałęza z PAN, dr Stanisław Kucharzyk z Bieszczadzkiego Parku Narodowego, dr Paweł Wolański z Uniwersytetu Rzeszowskiego, który współprowadził spotkanie pod wymownym tytułem "Człowiek-dzikie zwierzę".  Tak naprawdę odbyło się spotkanie w gronie znajomych także z facebooka. Na spotkaniu poruszyliśmy wiele kwestii przede wszystkim koncentrując się na relacjach pomiędzy człowiekiem, turystą, hodowcą, a dziką zwierzyną, przede wszystkim niedźwiedziami i wilkami.  W wielu kwestiach nastąpiła polaryzacja naszych poglądów,  w związku z tym, że Telewizja Rzeszów przygotowuje relacje i film z owych spotkań więc nie ma sensu zbyt dużo na ten temat pisać. Wspomnę tyko, że dużo czasu poświęciliśmy walce z mitami i stereotypami dotyczącymi zagrożeń ze strony wielkich drapieżników.  Analizowaliśmy m.in. ostatnie medialne wydarzenia odnośnie rzekomego grożącego nam niebezpieczeństwa  ze strony wilków w Lutowiskach i w Czarnej. Mówiąc wprost to jest jedna wielka ściema, psy atakował w Czarnej nie wilk, ale zdziczały pies, a w Lutowiskach dzieci pomyliły sobie psa z wilkiem. Dziecko to dziecko, ma prawo pomylić się, ale to co zrobiły media i politycy to po prostu skandal.  Chociaż z drugiej strony politykom z PSL i ich manipulacji nie dziwię się, zbliżają się wybory samorządowe, więc jak bumerang powraca kwestia rzekomego zagrożenia ze strony wilków. Jeżeli chodzi o hodowców to skoncentruję się na jedynym rolniku z naszego grona, czyli Sławku z Galerii Potoki w Bóbrce. Piszę o Nim także tu http://www.grupabieszczady.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=116&Itemid=146 Przede wszystkim  Sławek przedstawił nam ideę hodowli zagrodowej kóz. Kolega oprócz tego, że maluje, przyjmuje Gości w swojej galerii w Bóbrce robi znakomity ser kozi. Wizyta w galerii powinna być obowiązkowa dla tych, którzy  chcą poznać klimat Bieszczadów. Sławek stwierdził iż przeciętnie potrzeba dwadzieścia pięć dojnych kóz, ok. 5 ha ziemi plus dzierżawa aby u nas żyć na przyzwoitym poziomie z hodowli . Takie stado obrobi jedna osoba, zbyt na smaczny ser jest naprawdę wprost nieograniczony. Taki sposób na życie w Bieszczadach powinniśmy promować. Na dodatek jest on korzystny dla przyrody, gdyż sprzyja bioróżnorodności.

W kuluarach nasze zaciekawienie wzbudził pewien wykres na którym przedstawiono populację owiec która utrzymuje się mniej więcej na stałym poziomie, gwałtownie rosnącą populację wilków (dane GUS), ataki wilków na owce i psy w poszczególnych latach. W tabelek jasno wynika, że zwiększenie populacji wilków nie ma żadnego związku z liczbą ataków. Na dodatek o ile ataki wilków na psy, które miały miejsce w latach 2003-2004 i 2014-2016, można jednoznacznie zdefiniować, odrzucony przez watahę wilk zabija aby przeżyć to  już drastyczny wzrost ataków wilków na owce w latach 2008-2011 jest zastanawiający. Tym bardziej, że liczba ataków bardzo zmalała w 2013 r i utrzymuje się na mniej więcej takim samym poziomie. Co stało się w 2008 r.? Można domniemywać iż jest to związane z wprowadzeniem nowych, restykcyjnych przepisów odnośnie uboju gospodarczego owiec. Rzekome ataki lub ataki wilków tak naprawdę to był sposób na uzyskanie mięsa poza kontrolą agencji i służb weterynaryjnych. Po kolejnej zmianie prawa i liberalizacji nastąpił bardzo wyraźny spadek, wilki przestały prześladować owce. Tu także można poruszyć kwestię ubojni w Lesku, która obecnie w większości przeprowadza ubój. Warto wiedzieć, że zabicie zwierzęcia gospodarczego może być za zgodą weterynarza powiatowego i musi być dokonane przez wykwalifikowaną osobę, a wszystkie pozostałości muszą być zutylizowane. Koszt uboju to jest z tego co wiem 70 zł. Każde zwierzę gospodarskie jest wpisane do księgi stada, posiada kolczyk, są regularne kontrole, różnice są natychmiast wychwytywane, a za nielegalny ubój można trafić na dwa lata do więzienia. Ciut o wilkach http://www.grupabieszczady.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=21&Itemid=24 i niedźwiedziach http://www.grupabieszczady.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=191&Itemid=198

 

Fot. Robert Mosoń Mural w Komańczy

 


 

Bieszczadzka hucpamacabra czyli żmija zygzakowata

Mamy nową hucpamakabrę, a raczej wraca jak bumerang rzekomy problem żmij w naszym regionie. Rzekomy albowiem żmija zygzakowata jest częścią naszej rodzimej przyrody, ma prawo żyć obok nas. Wbrew obiegowym opiniom te węże nie atakują bez powodu. Ze żmijami spotykam się od dziecka, kilka razy miałam z nimi zbyt bliski kontakt ale na szczęście nic mi nie stało się. Raz wypłoszona przez psa żmija przesunęła mi się po gołej stopie, a drugim razem na Połoninie Caryńskiej zeszłam wiosną w wiadomym celu ze szlaku i znalazłam się na carynce na której wygrzewało się tak z kilkadziesiąt żmij, które opuściły zimowe kryjówki. Cześć była na kamieniach powyżej moich butów, wiele podniosło główki. Nie poruszałam się dość długo, grupa musiała czekać na mnie aż gady uspokoiły się. Jak mamy zachować się, aby żmije nas nie ugryzła? Wiadomo bowiem, że najważniejsza jest profilaktyka. Przede wszystkim nie prowokujemy gada, nie szturchamy go butem, nie bierzmy w rękę itd., pozwólmy mu uciec na nasz widok. Węże na szlaku spotykamy sporadycznie, one wyczuwają drgania podłoża i uciekają przed nami. Chodzimy ścieżką, sprawdzamy, gdzie siadamy (w Bieszczadach nie raz żmija ugryzła turystę, gdy na nią siadał lub panie, które robiły siusiu), przed wejściem w borówczyska, czy trawy tupiemy nogami, aby je wypłoszyć. Nosimy górskie buty kryjące kostki, nie wchodzimy w miejsca, gdzie jest dużo kamieni. Węże lubią się tam wygrzewać. Jak zachować się po dziabnięciu przez żmiję. Przede wszystkim nie panikować. Ugryzienie jest bardzo niebezpieczne dla alergików, nie z powodu toksyn ale wstrząsu, uczulenia oraz dla małych dzieci - duże stężenie jadu na 1 kg masy ciała i małych zwierzaków, przede wszystkim psów. 50 % ugryzień to są tzw. suche, czyli żmije nie wprowadzają jadu. Należy pamiętać, że każdy z nas będzie inaczej reagować na jad. Cześć osób źle poczuje się, ale część będzie wymagać hospitalizacji. Zawsze należy skontaktować się z lekarzem, w górach z GOPR. Poszkodowanego uspokajamy, solą fizjologiczną obmywamy rankę, nakładamy na nią jałowy opatrunek. Nie rozcinamy rany, nie wysysamy, nie dajemy opasek.  Zdejmujemy z poszkodowanego biżuterię, wszystko co może uciskać. Zdecydowana większość poszkodowanych puchnie. Czekamy na przyjazd lekarza.

Polecam Gady w Bieszczadach

Dobre gady

 

Fot.  Marek Kusiak  Żmija zygzakowata

 


 

Bieszczadzkie bociany białe odleciały

 

Od rana poszukuję informacji o bieszczadzkiej i podkarpackiej populacji bociana białego. Po wykonaniu kilkunastu telefonów poddaję się, znajomi ornitolodzy wyjechali w teren, nawet do Afryki, albo nie posiadają danych. Temat wciągnął mnie, bociany białe, które tak pięknie wpisały się w polski krajobraz są niezwykle interesującym gatunkiem. Szczególnie w kontekście Karpat. Jeszcze w XIX w. Ciconia ciconia była kojarzona z nizinami. Dopiero w XX w. zasiedlają góry, w tym Góry Sanocko-Turczańskie i Bieszczady. Tak o tym pisze Cezary Ćwikowski w artykule "Ptaki Bieszczadów Zachodnich i Gór Sanocko-Turczańskich w latach 1980-1995" : "Bocian biały (Ciconia ciconia) W przeciągu ostatnich piętnastu lat nastąpił wyraźny wzrost liczebności we wschodniej części Bieszczadów Zachodnich i Gór Sanocko-Turczańskich. Inwentaryzację prowadzono na terenie 3 gmin: Lutowiska (476 km 2), Czarna (185 km2)i Ustrzyki Dolne (394 km2). Łącznie  obserwacjami objęto obszar 1055 km2. W latach 1980-1984 na terenie gminy Lutowiska i Czarna gniazd nie stwierdzono. W gminie Ustrzyki Dolne było 12 gniazd, a w 1984 r. już 23.Cenzus prowadzony w latach 1993-1995 wykazał istnienie jednego gniazda w gminie Lutowiska (najwyższe stanowisko lęgowe tego gatunku w Górach Sanocko-Turczańskich  , ok. 615 m n.p.m.), 4 gniazd w gminie Czarna, 24 (1993) i 25 (1994) w gminie Ustrzyki Dolne." Pamiętam swoje zdziwienie ,kiedy po raz pierwszy zobaczyłam bociana białego. Myślałam, że ktoś ptaka wykąpał w mące. Jako małe dziecko widywałam tylko bociany czarne, które polowały w naszej Olszance.  Chyba na początku lat 70. XX w. bociany białe założyły gniazdo na kominie olszanickiej piekarni. W tym roku prowadzony VII Międzynarodowy Spis Gniazd Bociana Białego. Niestety, naukowcy nie skończyli inwentaryzacji. Na facebooku zadałam pytanie o liczebność podkarpackiemu koordynatorowi projektu  Mateuszowi Domce, oto odpowiedź:  "Witam! Akcja jest w trakcie zbierania danych, niestety to nie takie proste, zliczyliśmy z 80 % Podkarpacia" Jak dane zostaną opublikowane na pewno coś o tym napiszę.

Bociany białe niedługo nas opuszczą. Przysłowie mówi: na Bartłomieja apostoła bocian dzieci do drogi woła. Coś jest w tym na rzeczy. Mamy ostatnie bocianie sejmiki. Niedługo, prawie wszystkie boćki opuszczą nasz kraj. Podkarpacie ostatnie boćki pożegnają 25-26 sierpnia. Ostatnie, albowiem część bocianów już dawno wybrała się w drogę do Afryki. Pierwsze odlatują osobniki dorosłe, które nie miały młodych, za nimi w podróż wybiera się tegoroczna młodzież, a na koniec startują dorosłe, które miały potomstwo. To one czasami zostają o ile miały opóźnione lęgi do września. Bardzo ryzykują, albowiem w owym okresie już kończą się prądy powietrza, które pozwalają boćkom szybować ponad Karpatami. Młode odlatują stopniowo, starsze osobniki zbierają się w stada do 50 osobników, potem razem szybują pokonując do 250 km dziennie. Przelot do Afryki trwa dwa-trzy miesiące,  tam przezimują  kilka miesięcy aby powrotną  wędrówkę rozpocząć w lutym. Niestety, nie wszystkie wrócą, w trasie ginie do 30 % młodych osobników, śmiertelność dorosłych jest także duża. Szczególnie tych lecących nad Libanem, gdzie tamtejsi bezmózgowcy strzelają do nich dla zabawy. Młode, tegoroczne osobniki pozostaną w Afryce, wrócą do nas za dwa lata.Część bocianów zostanie u nas na zimę. Osobniki zdrowe mają szanse na przeżycie o ile nie ma pokrywy śnieżnej. Potrafią przeżyć w czasie ostrych mrozów. Pisał już  o tym Długosz. Kronikarz wspomina także o tym, że chłopi zabierali ptaki do domów i chowali razem z drobiem.

 

Fot. Mariusz Strusiewicz

 


 

Bieszczadzkie jarzębiny

Dziś mykam w góry, aby napawać się widokiem przenikania się pór roku. Symbolem odchodzącego lata dla mnie jest jarzębina. Muszę przyznać, że w Bieszczadach miejsca przechodzenia regla dolnego w połoniny w okresie, gdy dojrzewa jarzębina wyglądają bajecznie. Najpiękniejsze skupiska jarzębiny podgatunku górskiego występują u nas na Bukowym Berdzie, Rawkach, a najcenniejsze pod względem przyrodniczym są zarośla jarzębinowe  z borówką czarną na Rozsypańcu  i Haliczu. Skupiska jarzębin występują wyspowo w innych zakątkach bieszczadzkich połonin i w reglu dolnym  - przeważnie w jaworzynach. Jest to związane z pasterstwem. Niegdyś połoniny były przez Bojków wykorzystywane gospodarczo, przede wszystkim wypasano na nich słynne długorogie, siwe bydło sprowadzane z Węgier. Pasterze wycinali tzw. zbiorowiska zaroślowe połonin składające  się nie tylko z jarzębin ale i z olchy zielonej zwanej kosą, wierzby. Obserwując współczesne połoniny można łatwo odkryć, gdzie prowadzono wypas. Proszę stanąć na Wierchu Wyżniańskim na szlaku zielonym wiodącym do schroniska pod Małą Rawką, pod tą słynną jarzębiną i spojrzeć najpierw na Połoninę Caryńską wykorzystywaną gospodarczo, a potem na Małą Rawkę, gdzie nie było wypasu. Różnica widoczna na pierwszy rzut oka. Połonina na Rawkach zaczyna się powyżej 1200 m n.p.m. Jarząb pospolity, tak ten krzew, rzadziej drzewo nazywają biolodzy jest wykorzystywany przez ludzi przez wieki jako bardzo cenne zioło. W horoskopie celtyckim patronuje urodzonym pomiędzy 1-10 kwietnia i 4-13 października, jest symbolem ludzi wrażliwych, filantropów, samodzielnych uparciuchów o skomplikowanym charakterze. Według starożytnych Greków jarzębina wyrosła z kropli ambrozji pokarmu bogów, Rzymianie wabili owocami jarzębiny ptaki, Słowianie poświęcili ją bogowi Perunowi. W Polsce nadal pokutuje twierdzenie, że piorun nigdy nie uderzy w jarzębinę. Jarzębina jet cennym ziołem, zbiera się zarówno kwiaty z których parzono herbatkę dla dzieci  działa lekko przeczyszczająco jak i owoce. Proszę pamiętać, że owoce jarzębiny są trujące, na szczęście niewiele osób nimi się truje, gdyż są gorzkie i podrażniają przewód pokarmowy. Za to po przemrożeniu i suszeniu są cennym surowcem także  w kuchni. Nalewki, marmolady, konfitury, dżemy, soki z jarzębiny są nie tylko pyszne ale działają też leczniczo. Ponoć działa nie tylko moczopędnie, leczy chorą wątrobę ale także wzmacnia serce i przeciwdziała sklerozie. W tym celu pije się odwar z 1 łyżki  rozdrobnionych owoców gotowanych przez 30 minut w wrzącej wodzie. Sok robi się zalewając 2 kg owoców jarzębiny 2 l wody i gotując do miękkości. Można do tego dodać cukier. Dżemy robi się z 1 kg jarzębiny, pół kg cukru z dużą zawartością cukru w cukrze i szklanki wody. Dusi się je, przeciera, a potem pasteryzuje.

 

Fot. Ewa Dudzińska-Szybowska Jarzębiny na Bukowym Berdzie

 


 

20 listopada w Cisnej odbyło się IV spotkanie Naturowej Grupy Roboczej w Obszarze Natura 2000: Bieszczady PLC 180001. W spotkaniu wziął udział zespół mediacyjny z Fundacji Dobrych Rozwiązań, specjaliści, wykonawcy Planu Ochrony przedstawiciele firmy Krameko, samorządowcy, przedstawiciele różnych organizacji, bardzo liczne grono pracowników Lasów Państwowych, przedstawicielka RDOŚ itd. Tematem przewodnim było zagospodarowanie przestrzenne. Tytułem wstępu przedstawię Wam Obszary Natura 2000 w turystycznych Bieszczadach. Mamy tu: Bieszczady PLC 180001 - Specjalny Obszar Ochrony Ptaków i Specjalny Obszar Ochrony Siedlisk, oba pokrywają się, Specjalny Obszar Ochrony Ptaków Góry Słonne PLB 180003  i Specjalny Obszar Ochrony Siedlisk Góry Słonne PLH 180013, których obszar nie pokrywa się  oraz   Specjalny Obszar Ochrony Siedlisk Dorzecze Górnego Sanu PLH 180021 - dolina Sanu i wraz z częścią   dorzecza. Bieszczadzka część Europejskiej Sieci Ekologicznej jest różnie traktowana: na obszarze Bieszczady wsie i osady ludzie są objęte ochroną, tu znajduje się Gmina Cisna -  jedna gmina w UE w 100 % włączona do sieci. Na pozostałych obszarach objętych dyrektywa siedliskową wsie, osady i miasteczka są wyłączone są spod ochrony, obowiązuje w nich tylko dyrektywa ptasia. Po raz pierwszy brałam udział w spotkaniu mediacyjnym. Mam bardzo mieszane uczucia i odebrałam je jako misz masz w dużym stopniu niemerytoryczny. Jasno widać było dualizm, znakomicie przygotowani pracownicy samorządu, pracownica RDOŚ, leśnicy i reszta. Prawdę powiedziawszy byłam zaszokowana antywilczym nastawieniem dyskutantów. Część spotkania można byłoby zatytułować: huzia na wilka. Spotkanie właśnie rozpoczęło się od podania przez prowadąacych spotkanie informacji iż mimo starań nie udało im się zdobyć informacji o stanie liczebnym bieszczadzkiej populacji wilków. Wiem, że są pewne problemy z liczeniem wilków, nie raz o tym pisałam, dane są rozbieżne ale mimo wszystko można otrzymać fragmentaryczne dane. Napisałam sms'a do dr. B. Pirgi pracownika BdPN badającego wielkie drapieżniki. Po chwili otrzymałam info: w sumie 21 osobników w 3 zachodzących watahach. I rozpoczęła się burza wywołana przez panią Renatę Kozdębę z Lutowisk, która stwierdziła, że 21 wilków to chodzi po jej podwórku. Ciągnąc swoją myśl stwierdziła, że my mieszkańcy Bieszczadów. Jedno i drugie podziałało na mnie jak płachta na byka. Nie cierpię, gdy ktoś wypowiada się w imieniu mieszkańców regionu, więc zaczęło się pyskówka. Prawdę powiedziawszy po raz pierwszy spotkałam się z takim zachowaniem, z taką agresją skierowaną w stosunku do tych drapieżników. W Bieszczadach rzeczywiście mamy podzielone zdanie na temat wielkich drapieżników , ale co najdziwniejsze ludzie turystyki i hodowcy, których znam, nie są za wybiciem wilków.  W tym roku byłam z 50 razy służbowo w różnych bacówkach, w życiu nie raz brałam udział w szkoleniach nawet przeznaczonych dla pasterzy, wykładach w ramach karpackiego redyku, degustacjach regionalnego sera itd. Hodowcy narzekają na polskie prawo, które zabrania im sprzedaży sera w bacówkach, na brak zrozumienia ich problemów, bark środków na rozwój gospodarstwa i rynku zbytu. Teraz, gdy trwają prace nad zmianą ustawy i być może będzie wprowadzona możliwość bezpośredniej sprzedaży  wyprodukowanej przez rolników żywności klientom szefowa związku hodowców atakuje wilki miast zastanowić się jak pomóc ludziom sprzedać zgodnie z prawem ich towar . Część merytoryczna dotyczyła gminy Cisna, jedynej gminy w całej UE, która jest w 100 % w sieci Natura 2000, ma ok. 1700 stałych mieszkańców, boryka się z problemami finansowymi, jest paraliżowana przez polskie, często niespójne prawo. Wypowiadała się na ten temat pani Wójt Renata Szczepańska, uzupełniała  Pani Urbanistka. Prawdę powiedziawszy podzielam jej zdanie. Przede wszystkim te dotyczące braku środków na ochronę środowiska, na  budowę oczyszczalni ścieków i kanalizacji. Gmina mająca tak mało mieszkańców nie może liczyć na dofinansowanie unijne, komisarze unijni zdecydowanie odrzucili polskie sugestie dotyczące możliwości pozyskiwania środków z UE przez tak małą społeczność. Moim zdaniem rząd powinien wprowadzić rekompensaty dla gmin położonych w tak cennych przyrodniczo terenach. Coś na wzór dopłat dla rolników. Zobowiązujesz się chronić gatunki zagrożone w skali europejskiej, ponosisz  z tego tytułu straty, więc dofinansowujemy cię w granicach oczywiście rozsądku.  Jak bywa trudne tu  życie opowiadał właściciel znanego, mającego znakomitą opinię w internecie pensjonatu Niemczukówka w Smereku. Od 7 lat stara się wybudować dom, działka jest położona w zwartej zabudowie, graniczy z innymi budynkami, ale jest potraktowana specyficznie. To jest ponoć łąka świeża. Słuchając opowieści Wieśka przez moment miałam wrażenie, że jestem w klimatach Baraei. Pani Wójt przedstawiła także pewne już gotowe rozwiązania typu: w czasie prowadzenia przez przyrodnika  inwentaryzacji musi być obecny właściciel posesji i dwóch przedstawiciele lokalnej społeczności. Wszyscy wypowiadający podkreślali jest najważniejsza jest modyfikacja prawa. Jeden z dyskutantów powiedział coś moim zdaniem ważnego, należy po prostu wyłączyć teren wsi z sieci. Tak jest w innych obszarach ochrony. Tu i ja zabrałam głos, albowiem należy moim zdaniem takie wykluczenia ograniczyć do terenu ścisłej zabudowy wsi. Historia Bieszczadów była tragiczna, granicy dzisiejszych wsi nie pokrywają się z granicami historycznymi. Prosiłam także o ochronę krajobrazu, osi widokowych, zakaz zaśmiecania wspólnej przestrzeni, stworzenia wizerunku regionu, kanonu architektonicznego, który nawiązywałby do tradycji. Prawdę powiedziawszy poparła mnie tylko jedna osoba. Pani Wójt Cisnej. Mówiłam także o obawach naszych facebookowych Kolegów z branży turystycznej. Geofizyka Kraków na terenie PLC 180001 Bieszczady robi zdjęcia sejsmiczne, jest już zadziałała tzw, specustawa i nikt miejscowy nie ma na to wpływu. Nadleśniczy Nadleśnictwa Stuposiany pan Mazur prosił o ochronę przestrzeni otwartych, lesistość w jego nadleśnictwie wynosi 95,5 %, dalsze zalesianie byłoby bardzo szkodliwe dla przyrody. Sugerował także modyfikację prawa i pozbawienie organizacji ekologicznych możliwości wnioskowania o ustalenie stref ochronnych np. dla rzadkich porostów. Podsumowując to spotkanie mogę powiedzieć tylko jedno. Zaczynam się bać o wilki. Z tego co wiem poprzednie spotkania także były poświęcone wielkim drapieżnikom, w tym wilkom. Szef firmy Krameko także twierdzi, iż wilków mamy zbyt dużo. Jeżeli do tego dodamy jeszcze otrucie w Nadleśnictwie Lutowiska dwóch wilków w ubiegłym roku i jednego niedźwiedzia w Nadleśnictwie Stuposiany to wszystko to widzę czarno. Jeszcze gorzej sytuacja przedstawia się jeżeli chodzi o bieszczadzką ichtiofaunę, ale o tym będę pisać jutro.

 

Fot. Jernej Prosienecky Smerek wywóz dłużyzny

 

Bieszczady słyną ze swojej bioróżnorodności. Utarło się, że nasz region obfituje w wiele rzadkich i ginących gatunków. I jest to w dużej mierze prawda, u nas stan zwierzyny zarówno chronionej jak i łownej jest bardzo dobry. Niestety, są wyjątki od reguły. Bardzo źle przedstawia się stan bieszczadzkiej ichtiofauny. Na spotkaniu mediacyjnym w Cisnej, które odbyło się kilkanaście dni temu (piszę o nim niżej) przedstawiono nam wyniki inwentaryzacji ryb wykonane na terenie wchodzącym w skład europejskiej sieci ekologicznej Natura 2000  Bieszczady PCL 180001. Najpierw pozwolę sobie scharakteryzować naszą ichtiofaunę posługując się fragmentem artykułu prof. Krzysztofa Kukuły "Monitoring ichtiologiczny wód Bieszczadzkiego Parku Narodowego", który został opublikowany w numerze 18 "Roczników Bieszczadzkich": "Wartość przyrodnicza fauny wodnej Bieszczadów oceniana jest bardzo wysoko. Wśród opisanych tu bezkręgowców znaleziono wiele gatunków, których stanowiska w Polsce znane są tylko z Bieszczadów(Szczęsny 1995, 2000). Natomiast ichtiofauna potoków bieszczadzkich nie od biega swoim składem od spotykanej w innych karpackich dopływach Wisły, chociaż od czasu wybudowania zapory w Solinie w jej składzie zaszły zauważalne zmiany (Kukuła 2003). Dane współczesne wskazują na obecność w potokach BdPN co najmniej 14 gatunków ryb i minogów. Okresowo, szczególnie w Sanie i Wołosatym mogą pojawiać się jeszcze inne gatunki. Niektóre z nich znaleźć można na listach zwierząt chronionych i w Polskiej czerwonej księdze zwierząt (Głowaciński 2001). W górnych odcinkach potoków zespół ryb składa się z głowacza pręgopłetwego Cottus poecilopusHeckel i pstrąga potokowego Salmo truttam.fario L. W niższych odcinkach pojawiają się pozostałe typowe dla karpackich dopływów Wisły gatunki, w tym strzebla potokowa Phoxinus phoxinusL. i śliz Barbatula barbatula L. Spośród gatunków wymienionych w Załączniku II Dyrektywy Siedliskowej na obszarze Parku występują: brzanka Barbus carpathicus Kotlik at al., głowacz białopłetwy Cottus gobioL. i minóg strumieniowy Lampetra planeri Bloch (Kukuła i Bylak 2009)." Wyniki inwentaryzacji są zatrważające. Bieszczadzkie potoki, rzeczki i rzeki są bardzo ubogie w ryby. Stwierdzono tu 15 gatunków ryb, żyje  m.in. jelec, kleń, kiełb, piekielnica, strzebla potokowa, śliz, pstrąg. Z gatunków chronionych w ramach sieci Natura 2000 stwierdzono dość liczną populację głowacza białopłetwego w Osławie, Solince i Wetlince, kilkanaście osobników brzanki. Nie znaleziono ani jednego osobnika minoga strumieniowego. Ten gatunek ponoć występujący w wielu górskich potokach na obszarze Bieszczady PCL 180001 nie został został odnaleziony. Z literatury naukowej wiem, że na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego prof. Kukuła odnalazł kilka lat temu kilkanaście larw tego gatunku. Bardzo zły jest stan pstrąga potokowego na terenie parku narodowego i jego otuliny. Ta szlachetna ryba powoli znika z bieszczadzkich rzek. Jest to spowodowane przełowieniem rzek i kłusownictwem. Równie zła jest sytuacja świnki, ryby kiedyś charakterystycznej dla Osławy. Niegdyś w czasie tarła można było widać dosłownie tysiące ryb. Świnka została wybita przez kłusowników, którzy są pozyskiwali za pomocą akumulatorów. Nie ma u nas nawet w cofce Jeziora Solińskiego brzany. Podobnie jest z trocią, która została wybita przez kłusowników kilka lat temu. Do złego stanu bieszczadzkiej ichtiofauny przyczynił się także niski stan wody i zanieczyszczenie ściekami co powoduje m.in. wzrost glonów i pasożytów trapiących ryby. Na pewno złego stanu nie można tego zrzucić na wydrę czy kormorana. Jak stwierdzono u nas wydry żywią się przede wszystkim płazami, a kormoran w Bieszczadach Wysokich nie występuje.  Moim zdaniem warto mówić o największym problemie Bieszczadów jakim powoli staje się kłusownictwo. Do niedawna kojarzyło się tylko z zabijaniem saren, zajęcy i jeleni ale teraz kłusują nawet na żubry i na niedźwiedzie. O nieszczęsnych wilkach już nie wspomnę, temat nielegalnych polowań na ten gatunek, trucia, wybierania z nor młodych  jest powszechnie zanany. Wart wspomnieć, że kłusownictwo to nie tylko domena Polaków, na Sanie przede wszystkim kłusują Ukraińcy. Jakie niegdyś żyły ryby w Bieszczadach wspominam w prezentacji  o rezerwacie "Sine Wiry" http://www.grupabieszczady.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=48&Itemid=56

 

Fot.Tadeusz Kapłon-Rybski Osława w Zagórzu

 


21 marca 2015 r.Witam pierwszego dnia wiosny i w Międzynarodowym Dniu Lasów. Kolegom Leśnikom składam życzenia wszystkiego co najlepsze, dalszych sukcesów w promocji bieszczadzkich lasów. Dzionek mamy przecudny, słoneczny z dobrą widocznością. Wieczorem na naszych grupach powinno pojawić się dużo nowych zdjęć, wiosna pełną gębą, Koledzy pojechali podziwiać nasze cudowne geofity (rośliny wiosenne z których słynie Podkarpacie), w tym śnieżyce wiosenne w ekotypie karpackim.

Szkolenia prowadzonego przez Stowarzyszenie na rzecz Innowacyjności i Transferu Technologii Horyzonty za nami. Między Bogiem, a prawdą to było jedno z najlepszych szkoleń - warsztatów w których brałam udział. Moja wrażenia pokrywają się z opiniami Kolegów ze świata wirtualnego i realnego. Program został ciut przestawiony i po powitaniu na pierwszy ogień poszedł Robert Bury z warsztatami  "Metody promocji i kreowania produktów turystycznych". Czytając zaproszenie byłam ciut rozbawiona, w sumie mam wykształcenie kierunkowe, na turystyce zjadam zęby, czegóż tam nauczę się. I prawdę powiedziawszy niczego na nim nie byłoby dla mnie odkrywczego, gdyby nie sposób prowadzenia zajęć. Moim zdaniem rewelacyjny, uwielbiam, gdy wykładowcy są otwarci na potrzeby grupy, wywołują burzę mózgów. Wiedza teoretyczna była świetnie połączona z praktyczną i na dodatek na własne oczy widzieliśmy jak kreuje się produkt turystyczny. Na warsztaty zabrałam naszego Kolegę z grupy z reala Adama, który w Polańczyku i nie tylko, handluje ziołami, przyprawami, herbatkami. Adam to typowy pasjonat, potrafi zarazić swoją pasją, grupy go uwielbiają, a zioła i przyprawy kupują w ciemno. Tak im smakują, że już ruszyła reklama szeptana i polecenia wśród organizatorów. W pewnym momencie przerwałam za zgodą pana Burego wykładzik i przedstawiłam Adama. Miałam duszę na ramieniu albowiem nie zawsze atrakcje dobrze przyjęte przez turystów są aprobowane przez naukowców, samorządowców itd. Moje obawy były płonne, Adam po kilku minutach wyrósł na gwiazdę spotkania, naukowcy byli zachwyceni jego produktami, a czosnek niedźwiedzi stał się hitem warsztatów. Tym bardziej, że pochodzi nie ze środowiska naturalnego, ale z uprawy prowadzonej w Manastercu w Górach Słonnych. To był wprost modelowy przykład wzbogacenia oferty turystycznej mający swoje korzenie w naszej wyjątkowej przyrodzie. Pierwszego dnia  Adam rozdał wszystkie swoje wizytówki, a drugiego była degustacja. Zioła iprzyprawy naprawdę przypadły nam do gustu, a moja kuchnia wzbogaciła się o nasiona kozieradki. Adam przywiózł mi kawałek prawdziwej wiejskiej szybki wędzonej w przydomowej wędzarni w dymie olchowym. Jest przepyszna, została bardzo fajnie przyprawiona m.in. czarnuszką. Wszystkim zainteresowanym polecam zioła i przyprawy Adama, są one naturalne, bez konserwantów i soli, bardzo dobre jakościowo i po bardzo przystępnej cenie. Za szklankę (Adam mierzy wszystko szklankami) np. suszonego czosnku niedźwiedziego, suszonej, wędzonej papryki, suszonych pomidorów, suszonych pomidorów z ziołami płaci się 5 zł. Numer telefonu do Adama 723 652 669, towar można zamówić drogą pocztową. Strony internetowej Adam jeszcze nie ma, dodaję informacje na naszą stronę m.in do bardzo popularnej zakładki Przewodnicy http://www.grupabieszczady.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=4&Itemid=28. Potem były wykładziki i to bardzo ciekawe dr Marii Ziaji i dr Marii Buczek-Kowalik. Prawdę powiedziawszy tematyka mi bardzo dobrze znana ale wysłuchałam je z prawdziwą przyjemnością. Pani Ziaja ujęła mnie zwróceniem uwagi na naprawdę wyjątkowe walory projektowanego Turnickiego Parku Narodowego. Temat jest bliski memu sercu, wszak byłam jedną z tych którzy chcieli powołać Stowarzyszenie na Rzecz Powołania Turnickiego Parku Narodowego. Niegdyś obiecałam przede wszystkim sobie, że będę promować tę okolicę i zrobię wszystko aby ta część regionu była objęta najwyższą formą ochrony. I tu spotkała mnie niespodzianka, albowiem Pani Doktor zwróciła uwagę na kserotermy w dolinie Wiaru. Górę Filipa z najpiękniej wykształconymi zbiorowiskami ciepłolubnymi w tym roku na pewno odwiedzę. Koledzy z naszej Grupy pozytywnie ocenili pierwszy dzień warsztatów. Adelina Antosz Kuncewicz domki wypoczynkowe "Uroczysko" w Stężnicy (obłożenie prawie całoroczne): "Nie mogę się doczekać zamówienie u Adama złożyłam i mam nadzieję, że nie zapomni. Warsztaty super bo towarzystwo przednie Do zobaczenia jutro." Dla mnie jest najważniejsze to, że to szkolenie będzie  miało przełożenie na stronę praktyczną. Konrad Ulanowski  dziennikarz, fotograf, pomaga prowadzić pensjonat Sara w Solinie: " Jedno z ciekawszych szkoleń na jakich byłem w ostatnim czasie ( w przeciągu ostatniego miesiąca byłem jeszcze na trzech innych). Dowiedziałem się fajnych rzeczy, które można łatwo zrealizować na bazie istniejących miejsc, obiektów warto coś takiego ująć właśnie w ekomuzeum, i opracować na tej bazie quest. Może jeszcze nie na ten sezon, przez ramy czasowe, ale na następny jak najbardziej. Jest wiele miejsc mało znanych (nawet w tak oklepanych miejscach jakim niby jest Solina), nieznanych mających ogromny potencjał. Takie szkolenia dają informację o możliwościach z których nie do końca zdajemy sobie sprawę. Myślę że jakby koledzy z innych miejscowości też powinni się zainteresować. Solina jest idealna pod tym względem że są miejsca powszechnie nieznane jak pomnik powstania chłopów leskich (gdzie ogólnie rzecz biorąc marzy nam się park), które można by ująć, jak dom w którym kiedyś istniała szkoła (U Pana Paprockiego), który nie miałby nic przeciwko pewnie żeby to miejsce oznaczyć a sam chętnie na pewno opowie o tym miejscu. No idea się zrodziła, po realizacji projektu w który teraz jestem zaangażowany trzeba będzie przekuć ją w plan, i a zacząć działać."Drugi moduł miał ciut inny charakter, "Ekonomiczne wykorzystanie ekosystemów i bioróżnorodności" zdominował prof. Witold Niemiec. Mówić wprost ja i technika to głęboka sprzeczność ale oba wykłady Naukowca były ciekawe i dla mnie. Pana Profesora mogłabym słuchać godzinami, człowiek renesansu więc na rozmawialiśmy o wszystkim: o ściemie jaką w dużej mierze jest globalne ocieplenie, o naciągaczach związanych z zieloną energią, o medialnych i nie tylko medialnych przekłamaniach, o medycynie, bioróżnorodności, kulturze, Hucułach. Naukowiec  z rzeszowskiej politechniki nieźle nas podszkolił i uświadomił w jakim stopniu jesteśmy manipulowani zarówno przez media jak i część naukowców. Począwszy od ocieplenia globalnego (i tu nic nie zmieni się, liczy się ideologia a nie konkret, mimo iż jako ludzie odpowiadamy za ok 10 % produkcji tzw gazów cieplarnianych to brniemy dalej w rozwiązania niekorzystne dla gospodarki opartej na węglu), poprzez zieloną energię po domy ekologiczne. Gdzieś tam mam dane jeżeli chodzi o produkcję pyłów. Ten nasz przeklinany węgiel nie jest aż tak szkodliwy jak przedstawia się. Oczywiście gaz ziemny jest najmniej szkodliwy, ale potem biomasa i węgiel na przemian stają na pierwszym miejscu w zależności co bada się. Podaję w gramach na kilodżule emisja pyłów: gaz ziemny 0, węgiel kamienny 596, biomasa 1250, dwutlenek azotu gaz 37, węgiel 31, biomasa 357. Oczywiście, że są takie zanieczyszczenia w których przoduje węgiel np. dwutlenek węgla. No i opłacalność zielonej energii, szczególnie jeżeli chodzi o spalanie biomasy np. wierzby energetycznej, szczególnie mokrej. To jedna

wielka ściema. Poza tym na różnych kontynentach uprawiane są różne rośliny energetyczne, ich wartość energetyczna jest bardzo różna, najmniej kaloryczna jest wierzba energetyczna. U nas przeszczepia się wzorce z innych kontynentów nie biorąc pod uwagę opłacalności. No i jeszcze kłania się szkodliwość uprawy wierzby energetycznej dla przyrody i np. średniej wielkości palantacja obniża w całej okolicy poziom wód gruntowych o 1 m.Drugim tzw. trenerem był dr Andrzej Czech który opowiadał o Ranczo Eko w Michniowcu. Tu było i to dużo, gdyż non stop padały pytania o ekologicznych, przydomowych oczyszczalniach ścieków. To idealne rozwiązanie dla Bieszczadów, szczególnie jeżeli chodzi o rejony z tzw. rozproszoną  Mnie tam interesowało coś innego niż zielona energia czyli torfowisko i łąka świeża w Michniowcu, jak żyje się mieszkając prawie wśród wilków (na ranczo są konie, wilki nic złego im nie robią, psy żyją w domu), bieszczadzkie bobry itd.

No i sprawa miejsca w którym odbyło się szkolenie. Nie ukrywam, że z właścicielem Muzeum Młynarstwa i kawiarni  w Ustrzykach Dolnych nie raz służbowo ścięliśmy się i to ostro oraz miałam nieprzyjemności z powodu ich niepromowania . Po raz pierwszy byłam tam na szkoleniu, jadłam obiad. Jakie wrażenia? Mówić wprost  mieszane. Miejscu w sumie nic nie mogę zarzucić, wyróżnia się in plus w regionie to fakt. Jedzenie dobre, bez chemii i proszków, sporządzane z jakosciowo produktów, w sumie smaczne, dietetyczne. Mnie jednak prawie nic nie rzuciło na kolana, może dlatego, że preferuję "wyraźną" w smaku kuchnię, taką dobrze przyprawioną. Z jednym wyjątkiem. Kysełycia czyli regionalna kwasówka z żurem rewelacja. Dziwnie brzmi to w moich ustach, ja naprawdę tej zupy nie znoszę, a skwarek wprost nie cierpię. Jednak ta podawana w Muzeum Młynarstwa jest przepyszna, esencjonalna, podawana ze skwareczkami ze słoniny i z ziemniakami. Głupio mi się przyznawać, ale tak mi smakowała iż zjadłam swoją porcję, wybrałam resztki z dwóch waz (niewiele pozostało, bo regionalna potrawa wszystkim smakowała) i miałam ochotę na więcej. Tego dnia na drugie były podane pierogi, dla mnie znowu kontrowersyjne, albowiem ciasto było naprawdę dobre, farsz fajny ale dla mnie zbyt mało przyprawiony. Wpadłam na genialny pomysł. Adam zostawił nam przyprawy do degustacji, w tym przepyszną lekko ostrą, wędzoną  paprykę, posypałam proszkiem o przepięknej barwie pierogi i ...niebo w gębie. I jeszcze jedno. Mnie zachwyciły sztućce w Młynie, naprawdę funkcjonalne, łyżka głęboka, dobrze wyprofilowana, znakomicie z niej zjada się pyszności.

 

Fot. Robert Mosoń Podkolan biały w Huczwicach

 


 

Tajemnice czarnego bzu

Deszczowa wiosna sprzyja roślinności, w tym roku szczególnie obficie kwitną bzy czarne. W Bieszczadach mamy go w bród, Bojkowie, w ogóle mieszkańcy Podkarpacia bez traktowali specyficznie. U nas wszak  przetrwały pogańskie zwyczaje, opisywał je w swojej już niedostępnej na rynku książce "Po rzeszowskim pogórzu błądząc" znany etnograf Franciszek Kotula. Tak pisze o bzie: "Największy jednak  lęk wzbudzał bez. Ten wyraz wymawiało się szeptem i z lękiem w oczach. Wtajemniczeni cicho przekonywali, że "bez" znaczy to samo co bies. Ów pierwszy bies, który sobie tę kotlinę obrał na mieszkanie, to on nasiał tyle bzu aby go bronił. A potem ten krzew tak rozrósł się, że go wszędzie można było spotkać. Człowiek nigdy nie był pewien, czy najbardziej nawet uważając nie dotnie tego straszliwego ziela". Moja św.pamięci Mama opowiadała, że w bzie mieszka Zły (imienia złego nie wolno było wymawiać, bo można było go przywołać), ścięcie krzewu mogło spowodować jego gniew i zemstę. A ta była straszliwa albowiem dotykała samego winowajcę, któremu mogła np. uschnąć ręka jak i całą społeczność albowiem Zły mógł sprowadzić dziewczęta na złą drogę i mogły się tu cytat "kurwić". Wierzenia zebrał Adam Szary botanik, etnobotanik z Bieszczadzkiego Parku Narodowego w swojej jakże godnej polecenia książce "Tajemnice bieszczadzkich roślin Wczoraj i dziś" : "Bzu łamać nie można było, bo gdzie on rósł, tam chyża była bezpieczna. Z takiej chałupy żaden "Błud" (znany u Bojków zły duch wywodzący pijaków na śmiertelne bezdroża) nie wywiódł gospodarza na zatracenie. Nawet w odległej Anglii panowało przekonanie, że palenie bzem  w piecu ściąga złość diabła na całe domostwo. Bojkowie i Łemkowie z szacunkiem podchodzili do bzu, ale też był on czasem źródłem lęku (Marciniak 2006) - nie tylko jako siedziba demonów, ale również siedlisko samego diabła (w korzeniach), który mógł się mścić  po wycięciu krzewu. Być może wierzenia te przywędrowały z Wołochami od Bałkanów, gdzie krzew ten również uważano za magiczny - zaśnięcie pod nim groziło przeniesieniem przez złe moce w inne miejsce. Z bzem wiązano magiczne praktyki antykoncepcyjne - dziewczyna zakopując pod bzem figurkę ulepioną z chleba, mawiała: noś za mnie, a ja będę kwitła za ciebie (Kaczmarek 2007).

Kwiaty bzu czarnego robią furorę. Uwielbiam z nich syrop, robię go od kilku lat, jest pyszny, tani i idealny na jesienno-zimowe szarugi. Podnosi odporność, działa przeciwzapalnie, przeciwgorączkowo i oczyszcza organizm, gdyż ma właściwości moczopędne i napotne.  Powinny go pić karmiące piersią mamy, wzmaga laktację i jest nieszkodliwy dla dzidziusia. Napar z kwiatu można stosować zarówno w medycynie jak i w kosmetyce, idealny do kąpieli. Owoce bzu zawierają dużo witaminy C i z grupy B, można z nich robić nalewki, dżemy, syropy pamiętając o tym, że surowe owoce mogą być trujące. We wszystkich częściach bzu występuje glikozyt cyjanowodorowy, a w owocach szkodliwe garbniki,  kwasy organiczne i olejki eteryczne, które rozkładają się w czasie suszenia i i obróbki termicznej. Gotowy syrop można np. kupić w galerii Potoki na solińskiej zaporze, w budkach z lokalnymi przysmakami na Majdanie - stacja kolejki wąskotorowej.

Przepis na syrop z kwiatu bzu czarnego.

1. Nazbierać 30 dorodnych kwiatów bzu czarnego, pozostawić je na dwie-trzy godziny aby wyszły z nich wszystkie owady.

2. 1 1,2 kg cukru i 1,2 litra wody ugotować syrop, lekko przestudzić, dodać do niego kwaity.

3. Przez trzy dni mieszać trzymając w chłodnym miejscu.

4. Przecedzić, zużyte kwiatostany wyrzucić, do syropu dodać sok z 3 cytryn (niektórzy dają kwasek, nie polecam, wczoraj oszczędzałam i syrop jest po prostu mniej smaczny), zlać do słoiczków i pasteryzować. ja osobiście ludzie pokroić cytryny na drobniutką kosteczkę i dodać je do syropu.

 

Zapraszam do zakładki kuchnia bieszczadzka http://www.grupabieszczady.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=41&Itemid=41

 

Fot. Jacek Bis

 

 


Limity wejść do Bieszczadzkiego Parku Narodowego

Bieszczady w tym roku cieszyły się wyjątkową popularnością, zapchana gośćmi była nawet ostatnia dziura. BdPN odwiedziło 480 000 osób co ponoć przekroczyło chłonność turystyczną parku narodowego i ma zły wpływ na przyrodę. Niedawno w Rzeszowie   odbyło się  spotkanie rady naukowej parku, gdzie dyskutowano o wprowadzeniu limitów wejść na wszystkie parkowe szlaki. I tak Dyrekcja BdPN postuluje iż   dzienni w gniazdo Tarnicy i Halicza może wejść 2100 osób, na Połoninę Caryńską 1100 osób, w masyw Połoniny Wetlińskiej 1900 osób, na Smerek 1100 osób, Rawki, Dział i Pasmo Graniczne 1200 osób, Dolina Górnego Snu 1350 osób. W tym roku z samej Przełęczy Wyżnej do schronu Chatka Puchatka jednego dnia weszło więcej gości niż przewidują limity na wszystkie szlaki. BdPN mówi o chłonności turystycznej, czyli o zdolności przyjęcia określonej liczby turystów bez szkód dla przyrody. Moim zdaniem należy wrócić uwagę i na pojemność turystyczną czyli ilość bazy noclegowo-gastronomicznej gotowej przyjąć maksymalną ilość gości. To ona w dużej mierze warunkuje ilość turystów na szlakach. Bieszczady w tym roku w wakacje osiągnęły maksimum pojemności. Ilość miejsc noclegowych szybko nie zwiększy się, szczególnie w Bieszczadach Wysokich. Na szczęście w regionie mamy sieć Natura 2000, która jest antyinwestycyjna. Apogeum presji antropogenicznej na park jest w wakacje i tzw. długie weekendy, to wtedy trzeba rozproszyć ruch turystyczny. Moim zdaniem jest to możliwe we współpracy z Lasami Państwowymi, oni mają świetna bazę np. w Nadleśnictwie Baligród,  czy  wokół  Centrum Promocji Leśnictwa w Mucznem . Z mego doświadczenia wynika, że zdecydowana większość organizatorów nie wie, że mamy taki spektrum możliwości i dlatego wybiera BdPN, Moim zdaniem powinna ruszyć promocja niezbyt znanych atrakcji turystycznych, przede wszystkim w oparciu o internet i tzw. reklamę szeptaną czyli byłem, podziwiałem, polecam. Taka promocja jest diablo skuteczna nawet w naszym wydaniu. Dziś rozmawiałam z Panią od Turystyki z gminy Olszanica, wyszło nam, że pomnik przyrody "Wodospad w Uhercach" odwiedziło 15 tys osób, dla porównania Ursa Maior 10 000. O Bezmiechowej nie wspomnę, bo to hicior o takich walorach, że nie ma konkurencji. Moim zdaniem miast ograniczeń promocja i ciekawe programy.

 

Fot. Jacek Bis Okolice Krościenka

 

Stanowisko BdPN źródło https://www.facebook.com/Bieszczadzki.P.N/ "Zgodnie z Ustawą o ochronie przyrody z 2004 roku „Obszar parku narodowego może być udostępniany w sposób, który nie wpłynie negatywnie na przyrodę w parku narodowym.” (Art. 12. 1.) Takie bezpieczne dla przyrody udostępnianie mają zapewnić tzw. limity, czyli maksymalne liczby osób mogących odwiedzać poszczególne miejsca (Art. 12. 2. tej Ustawy). Bieszczadzki Park Narodowy limity takie wyznaczył po raz pierwszy w 2004 roku w tzw zadaniach ochronnych zatwierdzanych przez Ministra Środowiska. Wyznaczone wówczas na podstawie danych przyrodniczych liczby, funkcjonują dziś w różnych dokumentach regulujących udostępniania Parku do zwiedzania ( m in. w regulaminie Dyrektora Bieszczadzkiego Parku Narodowego w sprawie udostępniania Bieszczadzkiego Parku Narodowego w celach naukowych, edukacyjnych i turystycznych). Tak więc limity te nie są niczym nowym, ani sensacyjnym. Limitowanie wejść w miejsca cenne przyrodniczo jest normą w wielu parkach narodowych na świecie. Nowym zjawiskiem jest natomiast to, że w BdPN od kilku lat na niektórych szlakach i w niektórych dniach w ciągu roku limity te są przekraczane i w związku z tym rosną szkody w otoczeniu przyrodniczym szlaków. W 2004 roku odwiedziło nas 212 tysięcy osób, w 2016 było to prawie 500 tysięcy. Stosowane zabezpieczenia techniczne prowadzące do ograniczenia wpływu tak dużej ilości turystów na szlaki i ich sąsiedztwo przestają być skuteczne. Stąd też dyrekcja Parku pracuje obecnie nad sposobami odciążenia najbardziej uczęszczanych szlaków i skierowania części ruchu turystycznego na odcinki mniej uczęszczane. Rozważamy również wprowadzenie systemu dziennych limitów na poszczególne odcinki szlaków np. poprzez regulację ilości sprzedawanych biletów w najbardziej obciążonych wejściach. Nie jest to zadania łatwe organizacyjnie i może się wiązać z pewnymi z pewnymi utrudnieniami dla zwiedzających, stąd też w najbliższym czasie odbędzie się szereg spotkań z różnymi środowiskami w regionie. Uważamy również, że rozwój ruchu turystycznego w regionie powinien wykorzystywać w szerszym stopniu potencjał atrakcyjnych turystycznie sąsiadujących obszarów Bieszczadów, Gór Słonnych i Pogórza Przemyskiego."

 

Fot. Jacek Bis Bezmiechowa

 

Opracowanie Lucyna Beata Pściuk 502 320 069

Polecam nasze usługi przewodnickie - cena  od 250 zł netto, od 350 brutto  faktura VAT. Programy wycieczki przygotowuję indywidualnie dla każdej grupy dostosowując je do możliwości finansowych i zainteresowań grupy. Proszę o kontakt telefoniczny 502 320 069 Bieszczady i okolice oferują dla grup zorganizowanych multum atrakcji, wśród nich są: wycieczki górskie, wycieczki po ścieżkach dydaktycznych, spacery po górskich dolinach, miejscach cennych przyrodniczo, wycieczki rowerowe, spływy kajakowe  i na pontonach, jazda konna pod okiem instruktora, bryczki, wozy traperskie, prelekcje, pokazy filmów przyrodniczych, diaporam,  warsztaty przyrodnicze, warsztaty kulturowe, warsztaty fotografii przyrodniczej, pokazy ptaków drapieżnych, wizyty w wielu ciekawych miejscach np. hangary na szybowisku w Bezmiechowej, bacówkach z serami Bacówka Nikosa 504 750 254, zwiedzanie muzeów,  galerii, cerkwi i dawnych cerkwi,  ruin, "zaliczanie" punktów widokowych, nawiedzanie sanktuariów, izby pamięci prymasa Wyszyńskiego, spacer po udostępnionych turystycznie rezerwatach, rejsy statkiem  po Jeziorze Solińskim, żaglowanie po Jeziorze Solińskim spotkania z naukowcami, ludźmi kultury, artystami itd. np. przy ognisku, zakup ziół i przypraw u Adama (Numer telefonu do Adama 723 652 669, towar można zamówić drogą pocztową.) itp. Koszt obiadu to w przypadku grup młodzieżowych jest od 15 zł do 25 zł. W tym roku mamy bardzo rozwiniętą ofertę edukacyjną na którą składają się warsztaty i prelekcje: kulturowe, przyrodnicze, związane ze starymi rzemiosłami, fotografii przyrodniczej itd. Cena od 800 zł/grupa warsztaty przyrodniczo-fotograficzne, od 12 zł/os warsztaty pieczenia chleba i proziaków, robienia masła i smażenie konfitur.

 

Fot. Mariusz Strusiewicz Fotowarsztaty Puszczyk uralski

 


 

Nasza strona www.grupabieszczady.pl jest powiązana z grupami na facebooku. Mamy ich kilka, na wszystkich dobrze bawimy się ale tylko kilka tętni życiem. Najbardziej popularna jest grupa, a raczej forum bieszczadzkie https://www.facebook.com/groups/grupa.bieszczady/ , tętni życiem, tworzymy już zintegrowaną społeczność, połączyła nas pasja i miłość do naszej części Karpat. To spełnienie naszych, a przede wszystkim moich marzeń, udało mi się stworzyć bieszczadzką  platformę informacyjną, wśród nas są turyści, mieszkańcy regionu, dziennikarze, artyści, naukowcy, samorządowcy itd. Druga grupa o której chcę wspomnieć to ta poświęcona Beskidowi Niskiemu https://www.facebook.com/groups/278404572261928/ ta ma ciut inny charakter, ostatnio non stop sprzeczamy się ze sobą, a nawet są tu wojenki podjazdowe. Trzecia perełka to Polska niezwykła   wyjątkowo piękny gadulec, ciągle tu coś dzieje się, "buzie" nam nie zamykają się https://www.facebook.com/groups/494010277310428/ Nie wszystkie grupy okazały się hitem, komercyjna siostra grupy bieszczadzkiej Bieszczady noclegi https://www.facebook.com/groups/403982863019427/ może nie jest niewypałem, ale cieszy się zbytnim powodzeniem. Z założenia miało to być miejsce komercyjnych wpisów, mimo to zapraszam i na nią. Mamy jeszcze "dzieciątko" grupę Karpaty https://www.facebook.com/groups/778655515479626/ , która powstała kilka miesięcy temu. Jest ciekawa, być może i ona będzie kiedyś tętnić życiem. Mamy i fan coś tam Grupa Bieszczady, w założeniu miał to być serwis karpacki, miejsce kontaktu Czytelników z nami. Jeszcze kilka tygodni tętniła życiem ale teraz serwis społecznościowy ją blokuje, niegdyś docierała czasami do 10 000 osób, teraz do 1-3 000 https://www.facebook.com/grupabieszczady Jednym z  aspektów naszej bytności w świecie wirtualnym jest promocja Bieszczadów, gór i młodych duchem talentów.

 

Fot. Jernej Prosienecky Modliszka

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

...............

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

...............

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

.................

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

...............

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

................

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

....................

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

..........

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

......................

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

...................

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

......

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

..........

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

.......

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

.

 

 

 

 

 

.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

......