Muzeum Historyczne w Sanoku wydaje ciekawe książki, które niestety nie są promowane, a szkoda. Chciałabym je bliżej przedstawić. Wśród moich ubiegłorocznych zakupów jest ładnie wydana książeczka "Poczet starostów sanockich XIV-XVIII w.". Ostatnio sięgnęłam po nią układając pytania do naszego forumowego konkursu. Lektura to dość przyjemna, bardzo pouczająca i na pewno w sposób znaczący rozszerzająca moją wiedzę o historii Ziemi Sanockiej. Autor przedstawił biografie 25 starostów sanockich, którzy rządzili naszą ziemią przez prawie 400 lat. Wśród nich było wiele osobistości, które na trwałe weszły do historii nie tylko naszej krainy jak chociażby Jerzy Mniszek - ojciec słynnej Maryny czy Mikołaj Wolski. Bardzo ciekawy jest "Wstęp" przybliżający nam urząd starosty, jego fragmenty zacytuję poniżej. Jak wspomniałam książeczka jest ładnie wydana, twarda oprawa, szyta, bardzo dobrej jakości papier, starannie ilustrowana. Na początku rozdziałów znajdują się herby poszczególnych starostów, niektóre biografie są ozdobione zdjęciami, w tym archiwalnymi, portretami itd. Całość robi bardzo przyjemne wrażenie. Książka została wydana w 75 rocznicę Muzeum Historycznego w Sanoku. Niewiele informacji o tym wydawnictwie znajduje się w sieci. Poszukując wiadomości natrafiłam na rzecz bardzo dziwną. Na stronie muzeum podano iż kosztuje 10 zł. Ja za ową książeczkę zapłaciłam ponad 30 zł.
Spis treści Wstęp Piotr Kmita herbu Szreniawa Klemens z Moskorzewa (Moskorzewski) herbu Pilawa Wierzbieta z Branic (Branicki) herbu Gryf Janusz z Kobylan (Kobylański) herbu Grzymała Mikołaj z Chrząstkowa (Chrząstkowski) herbu Kościesza Piotr ze Smolic (Smolicki) herbu Szreniawa Jan Kuropatwa z Łańcuchowa herbu Szreniawa Wojciech z Michowa (Michowski) herbu Rawicz Mikołaj Pieniążek herbu Jelita Stanisław Pieniążek herbu Jelita Mikołaj Kamieniecki herbu Pilawa Klemens Kamieniecki herbu Pilawa Stanisław Szafraniec z Pieskowej Skały herbu Leliwa Stanisław Ocic Z Pilczy (Pilecki) herbu Leliwa Mikołaj Wolski herbu Półkozic Piotr Zborowski herbu Jastrzębiec Sebastian Lubomirski herbu Szreniawa Mikołaj Cikowki herbu Radwan Jerzy Mniszek z Wielkich Kończyć herbu własnego Stefan Jan i Stanisław Bonifacy Mniszchowie herbu własnego Franciszek Bernard Mniszek herbu własnego Jerzy Jan Wandalin Mniszek herbu własnego Józef Wandalin Mniszek herbu własnego Jerzy August Wandalin Mniszek herbu własnego Józef Jan Tadeusz Mniszek herbu własnego Zakończenie Wykaz starostów sanockich XIV-XVIII w. Bibliografia Indeks nazwisk Indeks miejscowości
Tytuł: "Poczet starostów sanockich XIV-XVIII w." Autor: Krzysztof Kaczmarski Wydanie: I Stron: 103 ISBN: 978-83-60380-25-3 Wydawnictwo: Muzeum Historyczne w Sanoku Sanok 2009
Wstęp str. 7-8 "[...] Od 1454 r. starosta na swoim terenie nie mógł być jednocześnie kasztelanem ani wojewodą, nie mógł również piastować urzędu sędziego ziemskiego. Ponadto jego dobra ziemskie powinny należeć do województwa, w którym leżało jego starostwo. W XVI w. starostów posiadały już wszystkie ziemie Królestwa Polskiego. Do tego też czasu uprawnienia starosty zawęziły się do do sprawowania w imieniu króla administracji i sądownictwa oraz zarządzania - przeważnie jako dzierżawca - majątkami królewskimi, które przynosiły staroście duże dochody. W hierarchii urzędów ziemskich starosta znajdował drugie miejsce po podkomorzym. Poza obowiązkiem należytego utrzymywania grodów i zamków starostowie sprawowali także funkcje policyjne. Mieli czuwać nad spokojem i bezpieczeństwem, szczególnie na drogach. Władza administracyjno-sądownicza starostów wymagała posiadania własnych sądów. Sądy te (zwane grodzkimi) pojawiły się równocześnie z formowaniem się urzędu starościńskiego i rozpatrywały sprawy związane z naruszaniem spokoju i bezpieczeństwa wewnętrznego. W szczególności należały do nich tzw. cztery artykuły grodzkie: gwałt, podpalenie, rozbój na drodze i najście cudzego domu.Oprócz tego sąd ten rozpatrywał niektóre sprawy cywilne. Stopniowo sądy grodzkie zaczęły przejmować kompetencje sądów ziemskich. Starosta posiadał również tzw. prawo miecza, czyli obowiązek egzekwowania na swym terenie wyroków sądowych wszystkich instancji, w tym także sądów kościelnych. Starosta stał na czele władz grodzkich. Oprócz niego tworzyli je: podstarości (vicecapitaneus), burgrabia (zarządca zamku), notariusz i pisarz. Ciężar bieżącej działalności urzędu grodzkiego spoczywał głównie na barkach podstarościego. Był on zastępcą i namiestnikiem starosty, przez niego wybieranym i zaprzysiężonym. Formalnie miał wykonywać wyroki sądu grodzkiego, ale starostowie przeważnie spychali swe obowiązki na zastępców. Niejednokrotnie więc podstarości sprawował sądy, troszczył się o stan obronny zamku, nadzorował gospodarkę starościanską. Zapewniał również ciągłość działalności starostwa w okresach vacatu urzędu starosty. Wtedy, podobnie jak w czasach nieobecności czy choroby starosty, podstarości przejmował wszystkie jego uprawnienia i obowiązki. [...]"
Fot. Robert Mosoń Sobień - Sobień ziemia sanocka

Pora przedstawić następna książkę o której milczą elektroniczne media. "Bóbrka koło Soliny - historia i współczesność - śladami Józefa Blizińskiego" to mini zarys monograficzny tej popularnej miejscowości połączony z notą biograficzną. Prawdę powiedziawszy nie wiem co mam o niej powiedzieć. Jest przeciętna do bólu, niezbyt ciekawa, ale też i nie nudna, dość ładnie wydana, w miarę poprawna jeżeli chodzi o prezentowaną wiedzę. Największym jej plusem jest zgromadzenie przez Autorów w jednym miejscu fragmentów korespondencji i cytatów w publikacji dotyczących Bóbrki i Blizińskiego. Bardzo zaciekawiły mnie rozdziały: "Bóbrka w latach 30. XX wieku", "Współcześni o twórczości Blizińskiego", "Wybór korespondencji"oraz popularyzacja twórczości tego trochę zapomnianego twórcy. Niewiele osób wie, że Józef Bliziński był związany z naszym regionem. Mieszkał przez 12 lat w Bóbrce, to tu niekorzystnie zainwestował pieniądze w poszukiwania ropy naftowej.Tu także prowadził badania etnograficzne. Przyjaźnił się m.in. z Oskarem Kolebrgiem, to dzięki Blizińskiemu ten znany etnograf opisał obyczaje mieszkańców okolicznych wsi. Jego dom nie przetrwał, znajdował się w miejscu obecnie zalanym przez wody Jeziora Myczkowieckiego. Niewątpliwym minusem jest cena tej książeczki, kilka lat temu zapłaciłam za nią ponad 30 zł. Relacja jakość cena jest tu dla czytelnika bardzo zła.
Spis treści Wstęp Z przeszłości Powstanie Leskie Bóbrka w latach 30. XX wieku Z dziejów parafii Kapliczka pańszczyźniana Atrakcje turystyczne Bóbrki Oświata, kultura, działalność społeczna Józef Bliziński - pisarz i ziemianin Bliziński w Bóbrce Współcześni o twórczości Blizińskiego Wybór korespondencji Śladami Kolberga Przyjaciele Józefa Blizińskiego W okolicy Informator podręczny Bibliografia
Tytuł: "Bóbrka koło Soliny - historia i współczesność - śladami Józefa Blizińskiego" Autor: Jadwiga i Janusz Pypeć Wydanie: I Stron: 84 ISBN: 83-7450-028-X Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza "Apla" Krosno 2006
str. 9-10 "Powstanie leskie Rozruchy chłopskie w bieszczadzkich wsiach, które wybuchły w 1932 r., przeszły do historii jako tzw. powstanie leskie. Zaczęło się to od próby zorganizowania przez władze, w ramach tzw. święta pracy, bezpłatnych robót przy naprawie drogi w Brzegach Dolnych. Święta pracy miały w tym czasie dość szeroki zasięg, zaś pomysłodawcami byli Potoccy, właściciele Rymanowa. Był to rodzaj pracy społecznej na rzecz własnego środowiska. Podczas świąt budowano drogi, mosty, obiekty użyteczności publicznej, porządkowano poszczególne miejscowości. Nie było na tym tle żadnych nieporozumień czy spięć,ludzie pracowali ochoczo i mieli satysfakcję ze swoich dokonań. Tymczasem w Brzegach Dolnych agitatorzy Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, bazując na nieświadomości chłopów, w większości analfabetów, rozpowszechnili pogłoskę, że bezpłatna praca oznacza ponowne wprowadzenie pańszczyzny. To wywołało wrzenie wśród ludności i manifestacje z udziałem około 300 chłopów uzbrojonych w pałki, drągi, motyki, widły. Interweniowała policja, kilku uczestników manifestacji aresztowano. Fakt ten spowodował rozszerzenie się fali rozruchów, objęły one ogółem 19 wsi i około 15 tys. chłopów. Doszło do starć w rejonie Łobozewa, Teleśnicy Sannej i Oszwarowej, Ustianowej i Bóbrki. Na stokach Jawora rozegrała się prawdziwa bitwa. Byli zabici i ranni. Ostatecznie, biorące udział w rozruchach wsie spacyfikowano. Wielu mieszkańców aresztowano, a sądy skazały na więzienie przywódców powstania. Walki pochłonęły 6 ofiar śmiertelnych i wielu rannych. W 30 rocznicę powstania odsłonięto w Bóbrce, na wzgórku przy drodze do Soliny, pomnik poświęcony wydarzeniom sprzed lat"
"Bliziński w Bóbrce" str. 35 "Okoliczności osiedlenia się Józefa Blizińskiego w Bóbrce, nie są do końca jasne. Być może zachęcił go do tego szwagier, Konstanty Sokołowski, mieszkający w Posadzie Olchowskiej pod Sanokiem, a będący właścicielem Bóbrki. Zapewne na decyzję Bliżińskiego wpłynęły doświadczenia z gospodarowania na Kujawach, które zbliżyły go do problemów polskiego ludu, folkloru, ukazały, ukazały możliwość spokojnego, sielskiego życia, urozmaiconego pracą twórczą. Tęsknił za wsią i w końcu zamieszkał na niej. Zygmunt Sarnecki, przyjaciel pisarza, zanotował w swoich wspomnieniach: "W 1876 roku, w lutym przeniósł się Bliziński z Królestwa Polskiego do Galicji i osiadł w Sanockiem, na pogórzu karpackim, gdzie wskutek układów familijnych za należność, jaką w tych stronach żona jego posiadała, nabył około 300 morgów gruntu, wydzielonego wraz z lasem z wsi Bóbrka, upamiętnionej przez Zygmunta Kaczkowskiego jako siedziba Nieczui, bohatera powieści niesłusznie dziś zapomnianych. Na tej przestrzeni nasz znakomity komediopisarz, a bardzo lichy gospodarz, założył nowy folwark, nazwany hipotecznie Bóbrką Blizińską, a wzniósłszy dom mieszkalny na wybranym przez siebie miejscu w prześlicznym położeniu, nad Sanem, z widokiem na Beskid i połoniny, otoczył go ogrodem, sadem i samorodnym parkiem, który ciągle ukształca i przekształca, i zdobi, wycinając lub dosadzając drzewa i krzewy, co stanowi dla niego ulubioną rozrywkę w chwilach wolnych od pracy; tu bowiem jego twórcza wydała najpiękniejsze owoce, tu urodził się "Pan Damazy", jeden z najdoskonalszych utworów literatury dramatycznej." Kłopoty towarzyszyły Blizińskiemu od momentu nabycia posiadłości. Z braku wpisu hipotecznego, który uzyskał dopiero po kilku latach, nie miał żadnego zabezpieczenia przy ubieganiu się o kredyt, toteż musiał korzystać z lichwiarskich pożyczek. Wędziły go one w długi i w konsekwencji doprowadziły do bankructwa. [...]"
Fot. Tomasz Dacko

Wincenty Pol, a Bieszczady to temat rzeka znany mi od dzieciństwa. Od małego bowiem byłam katowana informacjami o tym jakim to wielkim człowiekiem był Wincenty Pol, brałam udział w akademiach ku czci i w rajdzie. Efekt tego zdobywania wszelakich wiadomości o poecie jest sprzeczny z założeniami naszych wychowawców i wykładowców. Znielubiłam tę postać, nie cenię jego poezji, nie lubię wysłuchiwać peanów na jego część. Przyswoiłam sobie tylko kilka informacji na jego temat. Z prostej przyczyny: jestem przewodnikiem więc moim obowiązkiem jest wiedzieć kim był, dlaczego przebywała w Kalnicy, co pisał o naszym regionie, jakie były jego związki z Ksawerym Krasickim, w jaki sposób udało mu się uniknąć rzezi w czasie rabacji galicyjskiej, dlaczego nadzorował odbudowę zamku leskiego itd. No i oczywiście kilkakrotnie przeczytałam "Pieśń o ziemi naszej", a obudzona o północy potrafię wyrecytować ten fragment z pamięci: "Beskidzie graniczny! Beskidzie zielony! Od Boga pomiędzy narody rzucony! Coś źródła podzielił na morze, na dwoje, O, powiedz mi, powiedz! Czy jeszcze twe zdroje Tak żywo jak dawniej i grają i pienią?" Nie dziwcie się więc, że tylko i wyłącznie z obowiązku wspomnę o materiałach konferencyjnych "Wincentego Pola bieszczadzkie ścieżki" wydanych w 2009 r. Oczywiście, książki nie kupiłam, przy ostatniej wizycie w naszej wiejskiej bibliotece (dość dobrze zaopatrzonej) zagarnęłam ją do przeczytania. No i prawdę powiedziawszy nie przeczytałam jej, tylko pobieżnie zapoznałam się z nią. Większość artykułów wydała mi się nudna, mało odkrywcza, moje żywsze zainteresowanie tylko wzbudził interesujący wykładzik Edwarda Marszałka "Leśne pasje Wincentego Pola" i w mniejszym stopniu Antoniego Jackowskiego "Zasługi Wincentego Pola dla rozwoju geografii". Na osobną wzmiankę zasługują artykuliki Adama Pola (prawnuk poety) "Chorąży sanocki. Regionalne związki, pamiątki, tropy i poszlaki po Wincentym Polu" i "Mowa Wincentego Pola na uroczystości pośmiertnej Franciszka Xawerego Krasickiego Przyczynek edytorsko-biograficzny". Niewątpliwym plusem tej książki jest to iż właśnie w opublikowano po raz pierwszy tekst tej mowy. Jak już wcześniej wspomniałam "Wincentego Pola bieszczadzkie ścieżki" to zbiór referatów wygłoszonych w czasie sesji popularnonaukowej, która odbyła się 31 maja 2007 r w Lesku zorganizowanej w okrągłą rocznicę urodzin poety. Referaty wygłosili w większości miejscowi wielcy zainteresowani twórczością Wincentego Pola. Książka jest dość niechlujnie wydana, miękka okładka, klejona, małe, niewyraźne czarnobiałe zdjęcia, format A-5. Moim zdaniem droga, widziałam ją w księgarni po 38 zł. Raczej nie polecam jej zakupu.
Książka ma i akcent nasz forumowy. Jest tu oblikowane zdjęcie Marcina Sceliny z naszego ponownego przyklejenia tablicy poświęconej Polowi na Łopienniku. Na pierwszym planie PiotrekF z kielnią w dłoni.
Spis treści Ryszard Paszkiewicz "Zamiast wstępu" Krzysztof Prajzner "Kalendarium - ważniejsze daty z biografii W. Pola" Wincenty Pol "Pieśń o ziemi naszej" Adam Pol "Chorąży sanocki. Regionalne związki, pamiątki, tropy i poszlaki po Wincentym Polu" Adam Pol "Mowa Wincentego Pola na uroczystości pośmiertnej Franciszka Xawerego Krasickiego Przyczynek edytorsko-biograficzny" January Poźniak "Po upływie pół wieku, znów wiersz do Wincentego Pola" Stanisław Orłowski "Związki W. Pola z mieszkańcami Bieszczadów" Wiesław Próchniak "Śladami Sławnych Piór. O Polu i Bieszczadach słów parę" Stanisław Żurek "Wincenty Pol patrzy przez okno Białego Dworku" Antoni Jackowski "Zasługi Wincentego Pola dla rozwoju geografii" Jan Szelc "Widokówka z Kalnicy' Krzysztof Prajzner "Wincenty Pol - prekursor ruchu krajoznawczego" Edward Marszałek "Leśne pasje Wincentego Pola" Grażyna Połuszejko "Muzeum biograficzne Wincentego Pola" Janusz Szuber "Schodząc w dolinę" Krzysztof Prajzner "Kalendarium uroczystości jubileuszowych z okazji 200-lecia urodzin i 135 rocznicy śmierci W. Pola zorganizowanych w latach 2006-2007" Noty o autorach
Tytuł: "Wincentego Pola bieszczadzkie ścieżki" Autor: Wydanie: I Stron: 221 ISBN: 978-83-928738-0-8 Wydawnictwo: Powiatowa Biblioteka Publiczna w Lesku Lesko 2009
W książce umieszczono cztery wiersze: Jana Szelca "Widokówka z Kalnicy'", Janusza Szubera "Schodząc w dolinę", Stanisława Żureka "Wincenty Pol patrzy przez okno Białego Dworku" i Januarego Poźniaka "Po upływie pół wieku, znów wiersz do Wincentego Pola" oraz najbardziej znane dzieło Pola "Pieśń o ziemi naszej". W związku z tym przetoczę zamiast fragmentu jakiegoś artykułu dwa wiersze;
Jan Szelc "Widokówka z Kalnicy"
"Marii i Staszkowi Lelkom
Stare drzewa obdarte z pamięci i manier
Z pustych obór do wiaty wiatr ugorem po siano
Rój owadów ze śladami dworku Wincentego Pola
Gdzie stał obelisk sklep stoi a ludzie po wódkę na zabicie niedzieli
Tylko potok śpiewny jak zawsze obmywa z tygodnia
ściągając drogę do miasta"
January Poźniak "Po upływie pół wieku, znów wiersz do Wincentego Pola"
"Bracie! Gdyśmy byli młodzi, Tak uczucia w piersiach wrzały, Jak wód fale przy powodzi, Gdy uderzą prądem w skały.
Myśl goniła nad obłoki Do gwiazd siłą orła lotu, A przez ziemski świat szeroki Pędem burzy albo grzmotu.
Dziś uczucia wieją mrozem... Dziś pierś zgliszczem, serce głazem. Myśl się nie zna z gwiazd obrazem, A po ziemi czołga płazem.
Z osób przez nas ubóstwianych Pozostały li szkielety A o bojach wraz staczanych Zapomina świat, niestety!
Mchem porosły te mogiły, Gdzie łzy smutku oko lało, Pomniki się pochyliły... Serce wszystko przebolało.
Czas, co ciągle zanik sieje, Zawezwie nas wkrótce do obu - Bo skończone nasze dzieje - By położyć się do grobu.
Po mnie nic nie pozostanie, Twoje pieśni i wołania Nie przebrzmią na polskim łanie Nawet po dniu zmartwychwstania.
Złoczów, 5 kwietnia 1872 r."
Fot. Marcin Scelina
Ks. Franciszek Stopa pierwszy proboszcz parafii w Polańczyku to człowiek legenda tych stron. Urodził się w wielodzietnej rodzinie chłopskiej 21 październiku 1917 r. w Zaczerniu, tam skończył szkołę podstawową. Do gimnazjum uczęszczał w Rzeszowie, codziennie do szkoły szedł pieszo pokonując kilkanaście kilometrów. Po ukończeniu nauki parał się różnymi zajęciami, w 1938 r. wstąpił do przemyskiego seminarium. W czasie wojny kontynuował naukę w na wpół legalnym seminarium w Brzozowie, święcenia uzyskał w 1943 r. Pierwsze posługi kapłańskie pełnił w Bóbrce koło Krosna. W 1945 r. został przeniesiony do Jedlicza, a w 1948 r. otrzymał parafię w Polańczyku, którą opiekował się do 1970 r. Bez wątpienia to był człowiek i kapłan niezwykły, z charyzmą, miał niezły aczkolwiek prawy charakterek. Nikt kto go znał nie pozostawał w stosunku do niego obojętnym. Inteligentny, odważny, pracowity, gospodarz pełna gębą zasłynął jako mistrz pszczelarstwa, czerpiący pełna garścią z życia, myśliwy nie wylewający za kołnierz, lubiący ludzi to chyba główne cechy jego charakteru. Starsze panie z okolic Jeziora Solińskiego coś tam wspominają o jego trojgu nieślubnych dzieciach. Żył w czasach ciekawych, zapisał się w naszej lokalnej historii więc bardzo chciałam przeczytać jego biografię. Natrafiłam na książeczkę "Pielgrzymowanie wśród wilków" i... przeżyłam szok. Tej biografii nie da się czytać, rzadko czytelnik spotyka się z taką grafomanią. Ta książka w większości pozbawiona jest treści, nasiąknięta jest infantylnością i patosem. Autor biografię pisał na kolanach. Być może literatura religijna charakteryzuje się swoistymi prawami ale są pewne granice, których autor nie powinien przekraczać. Granice dobrego smaku. Z trudnością przebrnęłam przez tę książczynę, jej czytanie traktowałam jaką specyficzną pokutę.
Spis treści Wstęp Czas żółci i popiołów Ziemia obiecana łzami ochrzczona Jutrzenka nadziei Utarczki z władzą W kręgu codzienności Pielgrzymowanie wśród wilków Lekcja pokory Bieszczadzkie Betlejem Apostołowie dobroci Pożegnanie Listopadowa opowieść "Zostałeś nazwany bieszczadzkim biskupem" Powrót do gniazda Epitafium dziękczynne Posłowie
Tytuł: "Pielgrzymowanie wśród wilków" Autor: Aleksander Sałapata Wydanie: I Stron: 149 ISBN: 83-914224-3-7 Wydawca: Drukarnia "Piast Kołodziej" Lesko-Polańczyk 2000
str. 30-32 "Lecz minął czas gniewu, wypaliła się nienawiść, wypełniły się dni. Nastał czas pokoju. Okaleczeni wojną ludzie, gojąc broczące pamięcią rany, wyglądali zewsząd pocieszenia, nadziei. Chcieli wierzyć, że niedawno miniony koszmar już się nie powtórzy. I jak ongiś Noemu tęczę, tak wtedy synom tej ziemi Bóg - przez sługę swego Księdza Stopę - wskazał cudowny obraz Matki Boskiej Łopieńskiej. Dzieje tej ikony zaznaczone były przez wieki darami łask Bożych. Jej sława i wiara w cudowną moc promieniowała blaskiem daleko poza granice Karpat. Wizerunek Madonny przetrwał szczęśliwie wojenną zawieruchę, będąc w samym środku dziejowej burzy. Słyszał płacz niewinnych dzieci i kobiet, widział łuny pożarów trawiących ludzki dobytek. Opuszczony przez swoich, wzgardzony przez obcych, czekał cierpliwie na swój dzień, na czas powrotu do łask, czekał pod opiekuńczym skrzydłem Opatrzności. I oto w wielki Czwartek 1949 roku, w dniu omroczonym pamięcią męki Chrystusa, wyłonił się znowu z otchłani zapomnienia, stając się perłą parafialnego kościoła katolickiego. Od tego dnia głosi niestrudzenie ewanagelię pojednania zastygłym na ustach szeptem modlitwy, rozsiewa ciepłem matczynego spojrzenia, unosi po górach i dolinach głosem kościelnych dzwonów. Ikona z Łopienki stała się dla parafian wizerunkiem Matki, danej im na Wspomożycielkę w tych trudnych i bolesnych czasach. Przeniesienie ołtarza z cudownym obrazem z Łopienki do Polańczyka nie zdobyłoby takiego rozgłosu, gdyby nie okoliczności, które mu towarzyszyły gdyby nie znaki zapytania, przywołane pamięcią o tamtych wydarzeniach i faktach. Oto niektóre z nich: - Czy to nie przypadek, że w czasie wojennej zawieruchy nie spłynęła w Polańczyku z powodu nietolerancji religijnej ani jedna kropla krwi? - Czy to przypadek, że w Bieszczady trafił człowiek w sutannie, którego każdy rys twarzy zaznaczony był dobrocią, tolerancją, serdecznością, a nie Kapłan, któremu wcześniej zadanie to wyznaczył zwierzchnik? - Dlaczego Polańczyk stał się siedzibą nowej parafii, a nie Wołkowyja, gdzie był duży kościół, a parafia katolicka istniała od dawna? - Jak to się stało, że tak cenna ikona z Łopienki ocalała z wojennej pożogi, będąc pozostawiona przez kilka lat na pastwę losu? - Czy to zbieg okoliczności, że patronką świątyni w Łopience i w Polańczyku była św. Paraskewia, opiekunka chorych i potrzebujących? _ Czy to zbieg okoliczności, że dzięki zamianie na kościół ocalała cerkiew, a dzięki cerkwi mógł powstać kościół parafialny w Polańczyku? - Czy to przypadek, że wraz z przyniesieniem cudownej ikony do Polańczyka, miejscowość stała się - podobnie jak przed wieki Łopienka - celem masowych pielgrzymek po zdrowie? ( W marcu 1949 roku nikomu nie śniło się nawet, że Polańczyk stanie się największym kurortem w tej części Karpat?) - Czy te wszystkie okoliczności to tylko zbieg przypadkowych zdarzeń czy też przejaw ingerencji sił nadprzyrodzonych?
Ksiądz Franciszek Stopa wydarzeniach związanych z łopieńskim obrazem mówił z powagą i pietyzmem. Przywołując kiedyś pamięć tamtych dni, spytałem Go, czy ten ciąg zdarzeń i faktów mógł być dziełem przypadku, zbiegiem okoliczności. Odrzekł bez namysłu, jakby odpowiedź znał od dawna. - Nie, to nie był zbieg okoliczności ani dzieło przypadku. Tych, tak zwanych dziwnych zbiegów okoliczności było nazbyt dużo, aby to, co stało się, nazwać dziełem przypadku. To wszytko, od początku do końca, układało się w logiczny łańcuch zdarzeń, sterowanych jakąś niewidzialną ręką. Proszę sobie wyobrazić duży, kilkumetrowy ołtarz i ludzi, niefachowych, którzy gołymi rękami usiłują go rozebrać. Do dziś nie mogę pojąć, jak to się mogło udać. A jednak ktoś czuwał, aby tak się stało. Tam, gdzie jest wola Boża, tam nie ma zbiegów okoliczności, nie ma zdarzeń przypadkowych. Obraz Matki Boskiej Łopieńskiej był dla powojennego pokolenia mieszkańców bieszczadzkich wsi uzdrowiającym źródłem łaski, był zwiastunem nowych czasów. Był Jutrzenką Nadziei."
Fot. Robert Mosoń Łopienka Współczesna Łopienka

Ostatnio często zaglądam do internetowych księgarń taniej książki. Czasami można tam nabyć naprawdę interesujące publikacje. Kilka tygodni temu zakupiłam w Dedalusie po bardzo atrakcyjnej cenie ciekawą, aczkolwiek trudną w odbiorze książkę - kolaż Krzysztofa Miklaszewskiego "Tadeusz Kantor Między śmietnikiem, a wiecznością" . Tadeusz Kantor znany awangardzista, reżyser, malarz, animator życia kulturalnego, założyciel teatru Cricot 2 urodził się w Wielopolu. Swoją rodzinną miejscowość zapisał w dziejach światowego teatru realizując spektakl "Wielopole, Wielopole". Franco Quadri napisał Kantor połączył w tym przedstawieniu polski mikrokosmos z męką Chrystusa, a Wielopole stało się własnością całego świata”. http://tadeusz.kantor.free.fr/wielopole.html "Tadeusz Kantor Między śmietnikiem, a wiecznością" to książka niebanalna posiadająca niezwykłą "konstrukcję". Składa się z obrazów, relacji, wywiadów, cytatów, prezentacji idei, fotografii, refleksji, opinii i wspomnień ludzi bliskich, wszystkie elementy łączy postać Tadeusza Kantora.
Spis rzeczy I.ZAMIAST WSTĘPU: OCALENIE PRZEZ ŚMIETNIK II. KANTOR 1:1, CZYLI PRÓBA SYNTEZY A. Konteksty Kantora B. Dwa czasy Tadeusz Kantora (kontekstowe pointy) III. O POWINNOŚCIACH ARTYSTY. ROZMOWA KRZYSZTOFA MIKLASZEWSKIEGO Z TADEUSZEM KANTOREM (1986) IV. SZTUKA A ŻYCIE (TRZY WYPOWIEDZI KANTORA Z LAT OSIEMDZIESIĄTYCH) V. TADEUSZ KANTOR: MOJA HISTORIA SZTUKI (1985-1987) Wstęp Rozdział 1. Według Malczewskiego (scenopis filmu) Rozdział 2. Lekcja Wojtkiewicza (scenopis filmu) Rozdział 3. Konstruktywizm - moja młodość (kilka spojrzeń) VI. KANTOROWSKAKRÓLEWNA ŚNIEŻKA (HISTORIA RYSUNKU Z 1986) VII. TADEUSZ KANTORA KLISZE PAMIECI (PARADOKSY) VIII. NAJPIERW BYŁA...SZATNIA IX. SZTUKA POWROTU X. OSTATNIA WIECZERZA W WIELOPOLU, SCENARIUSZ REPORTAŻU FILMOWEGO Z POSTSCRIPTUM (1983-1984) XI. JA - MISTRZ. SCENARIUSZ FILMU DOKUMENTALNEGO Z POINTĄ ...POZAFILMOWY (1985-1986) XII. AWANTURY ...AWANTURY Największa awantura zagraniczna, czyli polskie pokłosie wyprawy do Ziemi Świętej Największa polska awantura. Wejście smoka, czyli historia największej polemiki w dwóch aktach z przerwą oraz prologiem i epilogiem XIII. TADEUSZ KANTOR - "CZŁOWIEK ŚMIECHU" XIV. O KONDYCJI AUTORA. ROZMOWA KRZYSZTOFA MIKLASZEWSKIEGO Z TADEUSZEM KANTOREM XV. TEATR KANTORA BEZ ... KANTORA XVI. ŻYCIE PO ŻYCIU CZYLI DZIESIĘĆ PRZYKAZAŃ MISTRZA XVII. POŻEGNANIA XVIII. TADEUSZ KANTOR 91915-1990) KRONIKA ŻYCIA I TWÓRCZOŚCI Uwagi bibliograficzne Indeks autorów fotografii Indeks osób
Tytuł: "Tadeusz Kantor Między śmietnikiem, a wiecznością" Autor: Krzysztof Miklaszewski Wydanie: I Stron: 301 ISBN: 978-83-06-03092-1 Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 2007
"Maszynopis konspektu dwunastu opowieści zwanych przykazaniami" w programach kabaretu muzyczno-literackiego Tadeusza Woźniaka "Zebranie towarzyskie", Śródmiejski Ośrodek Kultury, Warszawa 1993-2002 KAZANIE NA GÓRZE CZYLI WSTĘP DO PRZYKAZAŃ Najmilsi, Nic tak nie buduje, jak przykład. Oczywiście przykład krzepiący. Nic tak nie krzepi, jak konstrukcja. Oczywiście konstrukcja wytrzymała. Jednym słowem: cuda nie są możliwe, wszystko jest w rękach człowieka. Człowieka – oczywiście – na czynienie ich przygotowanego. Tadeusz Kantor był cudotwórcą. Najlepszym przykładem okazywały się jego metamorfozy. Co ciekawsze, metamorfozy podejmowane ciągle na nowo, przy lada okazji. Metamorfozy dowodzące bardzo wyraziście, że życie można kształtować. Kształtować niemal całkowicie. Życie jest sztuką. Któż tego nie chciał dowieść. I chociaż wielu śmiałków zapłaciło za skrupulatną realizację tego równania cenę najwyższą, bo cenę życia, satysfakcja pozostała. Pozostała duma kreatora.
Najmilsze, Kreacja pociąga zawsze. Więcej, jej możliwości ciągle poszerzają spectrum działania. A ono naprawdę tylko od nas samych zależy. Działanie całkowicie spoczywa w rękach tego, kto zdecydował się zostać twórcą. Nie ma cudu jednorazowego, podobnie jak nie ma odkryć natychmiastowych, odkrycia domagają się zaś prób i doświadczeń. A próby i doświadczenia to po prostu uciążliwe powtarzanie, które czasem nie ma końca.
Najmilsi i Najmilsze, Tadeusz Kantor nie bał się ryzyka. Żadnego. Ani tego życiowego, ani tego w sztuce. Powtarzał więc nieustannie. Słowa i gesty, pociągnięcia pędzlem i kroki opanowujące przestrzeń. Mierzył natężenie dźwięku i ważył ciężar ciszy, sprawdzał sytuacje tysiące razy. A wszystko po to, by w tej grze z życiem stwarzać sztukę. Sztukę tak silną jak życie.
Najmilsze, Najmilsi, Każde z tych powtórzeń to powrót i ćwiczenie. Powrót uczy, a ćwiczenie czyni mistrza. Mistrz Kantor marzył chyba, byśmy my – jego uczniowie i wyznawcy – takie powroty i ćwiczenia zapamiętali. Więcej: byśmy je zapamiętali ku przestrodze, ale i dla własnego pożytku, byśmy je potraktowali jako przykazania. I pamiętali, że każde z przykazań ma swoje dwa końce.
Oto one, swoisty dekalog na początek nowego wieku. I – A NAM SIĘ PO PROSTU NIE CHCE! II – MÓJ PODPIS NIC NIE ZNACZY! III – PROSZĘ NATYCHMIAST OPUŚCIĆ TĘ ULICĘ! IV – PROSZĘ TEMU PANU POWIEDZIEĆ ŻEBY PRZESTAŁ MÓWIĆ! V – ODTĄD – DOTĄD: SAME CHUJE VI – NIE MOŻNA JEŚĆ ŚNIADANIA, JAK KTOŚ RUSZA DUPĄ! VII – NIE WOLNO UMIERAĆ PRZED PREMIERĄ! VIII – MIEJMY W DUPIE PIRAMIDY, ALE 1 MAJA TEŻ! IX – PROSZĘ NIE ROBIĆ Z SIEBIE IMBECYLA I NIE WYBAŁUSZAĆ BAWOLICH OCZU! X – MOŻE JA JESTEM KOPNIĘTY, ALE WY WSZYSCY – TEŻ !
Ten dekalog, którego każde z przykazań, ma swoją geograficznie, sytuacyjnie i psychologicznie określoną historię, to wygodny Przewodnik Anty-Savoir-Vivre’u, przydatny dla nas w każdej życiowej sytuacji. Spróbujmy zatem ich pierwotne znaczenie zrekonstruować. Stąd druga runda Kantorowskich metamorfoz."
Fot. Jacek Bis Sanocki skansen http://jacekbis.blogspot.com/2014/07/skansen-w-sanoku.html

Jednym z najbardziej znanych pisarzy wywodzących się z Polski jest Jerzy Kosiński (Józef Lewinkopf). Był pochodzenia żydowskiego, w czasie Zagłady ojciec wyrobił mu sfałszowane świadectwo chrztu i zmienił nazwisko. Ukrywa się wraz z rodziną w podkarpackiej wsi Dąbrowa Rzeczycka nad Sanem, u katolickiej rodziny Warchołów. W 1957 r. opuścił nasz kraj, osiedlił się w USA, gdzie zrobił zawrotną karierę, był m.in. dwukrotnie prezesem amerykańskiego PEN-Clubu. Jego najpopularniejszą książką jest "Malowany ptak", która przez bardzo długi okres uchodziła jako autobiograficzna. Podbiła ona świat i ukształtowała na lata obraz naszego kraju jako antysemickiego, a polskie społeczeństwo uczyniła jako winnym? współwinnym? Zagłady. Pradę powiedziawszy nie przeczytałam tej odrażająco-pornograficznej powieści, nie byłam w stanie. Miara zawartego w niej okrucieństwa była dla mnie nie do przełknięcia. Karierę Kosińskiego zachwiała polska pisarka Joanna Siedlecka, a potem amerykański pisarz idący jej śladem James Parc Sloan. Mit runął w bólach.
Pozwolę sobie tu umieścić bardzo ciekawą recenzję. Źródło
http://www.kurier365.pl/kultura-kurier-365/literatura/item/3772-sensacyjny-czarny-ptasior?tmpl=component&print=1
"„Czarny ptasior" Joanny Siedleckiej demistyfikuje okupacyjny życiorys Jerzego Kosińskiego – podstawę jego literackiego wizerunku – oraz rzekomo autobiograficzną powieść „Malowany ptak", uchodzącą na świecie za świadectwo i dokument Zagłady Żydów. Reporterska wędrówka znanej biografki, rozmowy z wieloma świadkami udowodniły jednak, że mały Jurek nie błąkał się samotnie po polskich wsiach, nie rozłączył z rodzicami i nie stracił mowy na skutek bestialstwa półdzikich zwyrodnialców. Przeciwnie, przetrwał szczęśliwie wraz z rodzicami dzięki może i ciemnym, ale odważnym mieszkańcom wsi Dąbrowa Rzeczycka w województwie tarnobrzeskim. „Czarny ptasior" jest również książką o nich. O ich dramacie z powodu kłamstw Kosińskiego i upokorzeniu, jakie ich spotkało, gdy podczas swojej triumfalnej wizyty w Polsce był on wszędzie, tylko nie tam, gdzie jeszcze żyli ci, którzy ryzykowali dla niego życiem. Ale czy Kosiński mógł się do nich przyznać? Runąłby wtedy mit o męczenniku, który okazał się nie tylko literackim hochsztaplerem, korzystającym z usług ghostwriterów. „Malowany ptak" był pierwszym w literaturze oskarżeniem Polaków o okrucieństwo wobec Żydów, a tym samym o współudział w Holocauście. Autorka nie upiększa naszej wsi. Ale w tej opowieści to nie chłopi znad Sanu zawiedli.
Książka „Czarny ptasior" Joanny Siedleckiej została opublikowana w 1994 roku i okazała się szybko jednym z najgłośniejszych wydarzeń tamtego czasu. Nic dziwnego, uderzała w legendę. Demistyfikowała ją, obnażając prawdę o wojennym dzieciństwie Jerzego Kosińskiego, którego powieść „Malowany ptak" długo uchodziła na Zachodzie za wiarygodny dokument z czasów Zagłady Żydów. Siedlecką zaatakowano ze wszystkich stron, o „Czarnym ptasiorze" pisano dosłownie wszędzie, przeważnie w tonie druzgocącej krytyki, którą można sprowadzić do hasła „Jak można tak opluwać wybitnego pisarza?". „Dawno nie czytałem tak obrzydliwej książki", pisał Tadeusz Komendant na łamach „Gazety o książkach". Ksiądz Adam Boniecki, któremu „Czarnego ptasiora" dostarczono specjalnie do Rzymu, tak puentował w „Tygodniku Powszechnym" swoje refleksje na jego temat: „Opowieść o dobrych i niewdzięcznych Żydach jest nazbyt czarno-biała, by mogła być przekonująca. Gorzej, jest nieprzekonująca i niemoralna". Henryk Dasko, zacięty przeciwnik reporterskiej metody autorki użytej w „Ptasiorze", nazwał w „Życiu Warszawy" książkę „nikczemną". Felieton jej poświęcony opatrzył tytułem „Trucizna" , a określenie to zrobiło wkrótce wielką karierę w rozmowach o publikacji Siedleckiej. Pisarkę atakowała też „Gazeta Wyborcza", choć sugerując momentami, że wątpliwości wobec życiorysu i twórczości Kosińskiego są bardzo istotne i nie należy ich bagatelizować. Michał Cichy pisał w jednym z wydań „GW": „ [...] nie opowiadam się ani po stronie >>PtasioraPtaka<<, a obydwie książki wydają mi się równie obrzydliwe. Kosiński uprawiał literacką hochsztaplerkę, Siedlecka zaś insynuuje". W znacznie ostrzejszej konwencji wypowiadał się Ryszard Marek Groński w „Polityce": [...] licha reporterka. Insynuacyjny i delatorski (czyli donosicielski) ton opowieści". [...] Dawniej plugastwo pióra Siedleckiej ujrzałoby światło dzienne w oficynie, gdzie wydają broszury o masonach, nowe wersje protokołów mędrców Syjonu, przemyślenia Giertychów". Właściwie niewielu było takich, którzy opowieść autorki brali w obronę od razu po jej wydaniu. Do głosów odrębnych można było zaliczyć np. wypowiedź Elżbiety Morawiec: „Odkąd to w oczach krytyki dociekanie prawdy o realiach i mechanizmach psychicznych pisarstwa jest zbrodnią, zasługującą na epitet >>obrzydliwość<<". Dzisiejszy specjalista od spraw stosunków polsko-żydowskich Jacek Leociak tak wówczas pisał w „Nowych Książkach": „>>Czarny ptasior<< to rzecz o granicach moralnej odpowiedzialności w kreowaniu własnej biografii". Recenzje, poważne omówienia i komentarze były absolutną rzadkością. Sytuacja zmieniła się diametralnie dopiero kilka miesięcy po ukazaniu się „Czarnego ptasiora". Jesienią 1994 roku do Polski przyjechał, zaintrygowany historią skandalu z Kosińskim, znany amerykański dziennikarz i pisarz James Parc Sloan. Wyruszył w wędrówkę tropem, jakim podążała Siedlecka. W dość krótkim czasie udało mu się potwierdzić wszystkie wnioski z „Czarnego ptasiora". W październiku tego samego roku Sloan opublikował w USA w renomowanym „The New Yorkerze" obszerny artykuł „Wojna Kosińskiego", w którym ukazał wynik swoich dociekań i całkowicie zaświadczył o prawdziwości tez zawartych w opowieści pisarki, tym samym kompromitując niemal wszystkich dotychczasowych zajadłych krytyków jej książki. Swój artykuł Sloan kończył słowami: „Teraz wszyscy muszą przyznać, że są zaszokowani. Zaszokowani, że – zawodowiec w profesji kłamcy, człowiek, który przeżył wojnę, żyjąc kłamstwem, kłamał". Na początku 1995 pojawiły się pierwsze w polskiej prasie głosy domagające się wręcz przeprosin wobec Siedleckiej. W takim tonie pisała m.in. „Rzeczpospolita" i specjalistyczne periodyki literaturoznawcze przedrukowujące przetłumaczony artykuł Sloana, który prędko obiegł cały świat. Felietony rehabilitujące warsztat i wiarygodność pisarki ukazywały się jednak nadzwyczaj rzadko. W większości przypadków zapanowało wstydliwe milczenie. Pod koniec 1996 roku James Parc Sloan opublikował w USA pełną, nową biografię Jerzego Kosińskiego, opartą w znacznej mierze na wynikach poszukiwań polskiej pisarki. Wznowienie „Czarnego ptasiora" Joanny Siedleckiej po siedemnastu latach od pierwszego wydania wpisuje się w debatę o polskim antysemityzmie, którą na nowo wzbudziła książka Jana Tomasza Grossa „Złote żniwa"."
Tytuł: "Czarny Ptasior" Autor: Joanna Siedlecka Wydanie: II Stron: 212 ISBN: 978-83-7700-021-2 Wydawca:Wydawnictwo Czerwone i Czarne 2011
"Wstęp Nie pojechałam do Ameryki. Nie chciałam pisać o zawrotnej niewątpliwie karierze Jerzego Kosińskiego ani o opisanych już zresztą jego skandalach, sukcesach; zaszczytach, które go spotkały.
Interesowało mnie wyłącznie jego wojenne dzieciństwo. Podróż do miejsc, gdzie jako kilkuletni żydowski chłopiec przetrwał okupację. Jego traumatyczne przeżycia z tych lat, a nie Ameryka, były bowiem, moim zdaniem, kluczem i tropem do jego istoty. „Holocaustowej”, skomplikowanej, tajemniczej osobowości. Obsesji, fobii, urazów i lęków. Masek oraz mistyfikacji. Szokującej prozy nasyconej obsesją zła. A wreszcie – zaskakującej, samobójczej śmierci; wśród jej nie do końca jasnych motywów dopatrywano się także „mrocznego dzieciństwa”, które się o niego upomniało, upiorów przeszłości, od których nie potrafił się uwolnić.
„Był wielkim mistyfikatorem – pisał o nim Janusz Głowacki – ale demony, których obecność stale wyczuwał za plecami, były prawdziwe. Pewnej nocy otoczyły go w mieszkaniu przy 57. Ulicy ciasnym kręgiem”[1].
„(…) Myślę, że na decyzję o samobójstwie miały też wpływ lata dzieciństwa opisane w »Malowanym ptaku«. Nawet jeśli nie było tak okrutne, jak opisane w powieści”, twierdziła Ewa Hoffman, pisarka kanadyjska polskiego pochodzenia, autorka książki o adaptacji polskich emigrantów w USA[2].
„Mroczne dzieciństwo” było też kluczem do „Malowanego ptaka”, uznanego za arcydzieło literatury Zagłady, jej literacki dokument.
Kosiński podkreślał wprawdzie uniwersalny charakter powieści, ale mimo to – podobnie jak większość jego utworów, które nazywał „autofikcją” – prowokowała ona pytania o autentyzm. Zastanawiano się: czy autor opowiada własną historię? Był przecież żydowskim dzieckiem, które przetrwało „Epokę pieców”.
Tym bardziej że w swoich oficjalnych „życiorysach”, publikowanych w amerykańskich encyklopediach literackich, podawał fakty zbieżne z historią Chłopca z „Malowanego ptaka”. I tak na przykład według „Current Biography” zostaje – jak i bohater powieści – „wysłany podczas wojny na wieś”, „odseparowany od osoby, której został powierzony”. „Wędruje od wsi do wsi”, jest napiętnowany ze względu na swoje śniade oblicze, „magnetyczne włosy”; „prześladowany przez jasnoskórych i jasnowłosych wieśniaków, przeżywa wiele fizycznych i psychicznych horrorów, na skutek których traci mowę na okres pięciu lat”. Zgodnie z „Contemporary Authors” – „opuszczony, głodny, włóczy się po Europie Wschodniej, narażony na brutalność wieśniaków”. Według „Dictionary of Literaly Biography” – „w wieku sześciu lat zostaje odseparowany od rodziców”, „łączy się z nimi po sześciu latach tułaczki”, „wędruje podejrzewany nieustannie, że jest żydowskim lub cygańskim dzieckiem”.
Historia Chłopca z „Malowanego ptaka” uchodziła więc za jego własną, za „zbeletryzowane podsumowanie Odysei jego dzieciństwa w Europie Wschodniej”[3], co też Kosiński niejednokrotnie publicznie i prywatnie podkreślał, twierdząc, że doświadczył wszystkich horrorów, które były udziałem Chłopca.„Every incident is true”, przyznawał w „Current Biography”.
Elie Wiesel, który całe życie poświęcił Zagładzie, napisał artykuł o „Malowanym ptaku” dla „New York Timesa”. „Myślałem, że to fikcja – opowiada – ale kiedy powiedział mi, że autobiografia, podarłem swój artykuł i napisałem tysiąc razy lepszy”[4].
„Recenzja Wiesela uświęciła tę książkę jako ważne i przekonywające świadectwo Holocaustu – pisał późniejszy biograf Kosińskiego, James Parc Sloan – jeszcze straszniejsze, jeszcze bardziej demaskatorskie – w pewnym sensie prawdziwsze niż literatura obozowa”. Z opinią tą zgodzili się inni pisarze i krytycy. Harry Overstreet napisał, że „Malowanego ptaka” można by umieścić obok niezapomnianego „Pamiętnika” Anny Frank jako „do głębi przejmujący człowieczy dokument”, podczas gdy Peter Prescott, również porównując powieść do wspomnień Frank, nazwał ją „świadectwem nie tylko okrucieństwa wojny, ale również słabości ludzkiej natury”. Powieściopisarz Leo Herlihy oddał jej cześć jako „wspaniałemu świadectwu siły przetrwania, która została dana ludzkości”.
„Relacja”, „spowiedź”, „testament”, „dokument”, „świadectwo” – oto najważniejsze słowa dotyczące odbioru książki przez krytykę. „(…) Kosiński był Anną Frank, która przeżyła i żyła wśród nas. (…) »Malowany ptak« stał się pozycją w spisie lektur na zajęciach uniwersyteckich na temat Holocaustu, na których był często traktowany jako dokument historyczny i w rezultacie jest dla młodego pokolenia źródłem wiedzy, z którego wielu ludzi „dowiaduje się” o Polsce pod okupacją niemiecką. Kosiński natomiast zawsze był kimś, kto przeszedł niewyobrażalne okropności, który był w Piekle i wrócił, żeby o nim opowiedzieć”.
„(…) Mówić, że nigdy nie twierdził, jakoby wydarzenia przedstawione w »Malowanym ptaku« są prawdziwe, to tak jakby mówić, że Jezus nigdy nie był synem Boga (…). Wiesel i inni krytycy nie byli osamotnieni w przekonaniu, że książka była rzeczywiście autobiografią. Przyjaciele, którzy pamiętają Kosińskiego z jego pierwszych lat pobytu w USA, przypominają sobie, jak opowiadał historie przedstawione w »Malowanym ptaku« jako prawdę o swych doświadczeniach z czasu wojny. W ostatnich dziesięciu latach swego życia, w artykułach opublikowanych w 1981 i 1985, powtarzał podstawowe fragmenty swojej historii z okresu wojennego: że został wysłany przez rodziców pod opieką pewnego człowieka, który miał go przekazać jakiejś rodzinie, ale zamiast tego porzucił go, sześcioletniego, we wsi znajdującej się wśród poleskich błot Prypeci”[5]."
Fot. Jacek Bis

Kilka królowych polskich było związanych z naszą ziemią. Wśród nich prym wiedzie królowa Elżbieta, trzecia żona Jagiełły. Do jej potężnych dóbr przynależał Łańcut, związek małżeński z Jagiełłą zawarła w Sanoku, w zamku na Sobieniu była ich uczta weselna i ponoć noc poślubna, wraz z Jagiełłą objeżdżała Ruś, w tym Ziemię Sanocką. Była kobietą niepospolitą, jej życie było bardzo barwne, jako pierwsza szlachcianka awansowała do grona królowych. Mimo tego, że zapisała się w dziejach naszego kraju niewiele o niej wiadomo. Życiorys Elżbiety jest pełen luk, często legenda miesza się z faktami. Próby stworzenia biografii królowej podjęła się Maria R. Nitkiewicz. Trudno mi jest ocenić tę książkę, nie mam dostatecznej wiedzy. Przez biografię z trudem przebrnęłam, nie jest to lektura miła, łatwa i przyjemna. Autorka często porzuca główny wątek, brnie w poboczne tematy cokolwiek przynudzając. Z drugiej strony jednak kreśli obraz ówczesnej rzeczywistości, przybliża nam sprawy gospodarcze, polityczne itd. Jest to zarazem zaleta i wada tej książki. Sądzę, że historykom biografia spodoba się, przeciętnemu zjadaczowi chleba mniej. Lektura dla koneserów. Książka jest skromnie wydana, miękka okładka, klejona, ozdobiona kilkoma ilustracjami. Kilka fakt z życia znienawidzonej królowej http://www.magwil.lt/archiwum/2004/mmmw1/st-8.htmSpis treści Wstęp Gdy historycy kruszą kopie Rozdział I Dzieciństwo Elżbiety. Tradycje rodzinnego domu Rozdział II Czasy młodości Rozdział III "Babskie gospodarowanie" Rozdział IV W drodze na Wawel Rozdział V Trudne królowanie Zakończenie Tytuł: "Królowa Elżbieta z Pilczy i Łańcuta, trzecia żona Władysława Jagiełły" Autor: Maria R. Nitkiewicz Wydanie: I Stron: 155 ISBN: 83-87238-15-5 Wydawca: Muzeum - Zamek w Łańcucie Łańcut 2003"Wstęp Gdy historycy kruszą kopie Po kilu stuleciach zapomnienia, w XIX wieku historycy ponownie przywołali do publicznej świadomości ducha królowej Elżbiety z Pilczy, trzeciej żony Władysława Jagiełły. Jej panowanie było krótkie i pełne goryczy, jej śmierć społeczeństwo przyjęło z ulgą, a potem szybko i skutecznie wymazywało ten epizod z historycznej pamięci. Dziś nadal, mimo kilku publikacji, jest to postać mało znana. W opracowaniach o niej podaje się różne sprzeczne ze sobą lub mało precyzyjne wiadomości. Czy była ona naprawdę tak niewiele znaczącą osobą? Pierwsi zainteresowali się naszą królową historycy niemieccy. W ich oczach znalazła ona bardzo pozytywną opinię. Ceniono ją za kulturę i bezstronne podejście do problemu polsko-krzyżackiego. Tytułowano ją księżniczką, bo tak nazywano kobiety królewskiego rodu. Może niezbyt często nazywano ją królową, bo żyła przecież córka Jagiełły z poprzedniego małżeństw - Jadwiga, którą kilka lat wcześniej szlachta okrzyknęła królową, następczynią na polskim tronie. Tytuły książęce w Polsce były wysoko cenione, nosili je tylko spadkobiercy starego królewskiego rodu Piastów, było to więc dla Elżbiety duże wyróżnienie, zbyt duże jak na panującą już wówczas zasadę szlacheckiej równości. Brać herbowa strzegła, by nikt z tej zasady nie wyłamał się i to ona mocno uprzykrzyła lata panowania Elżbiety. Niemieckie opracowania podkreślały, że królowa była niewiastą mądrą, szlachetną, obdarzoną dużym taktem i dworskim obyciem. Nasi historycy uważają ja albo za starzejącą się matką zatroskaną tylko o dobro swoich dzieci, albo widzą w niej dojrzałą lecz stosunkowo jeszcze młodą i piękną kobietę, którą oczarowała króla tak, że nie bacząc na swój wiek i interesy państwa ożenił się z nią. Jaka była naprawdę? [...]"
Fot. Robert Mosoń Sobień tu odbyła się uczta weselna króla Władysława i Elżbiety

Kilka tygodni temu rozmawialiśmy na jednym z For o wyższości zachodu Polski nad wschodem.Ktoś próbował udowodnić tezę, że wschód Polski jest zacofany i zamieszkiwany przez zgoła niedorozwinięte niedojdy. Moim zdaniem warto przypomnieć sobie wielkich związanych z Podkarpaciem. Wbrew pozorom jest ich bardzo wielu. Sama mam kilkanaście biografii wybitnych osobistości, którzy tu urodzili się bądź mieszkali i działali u nas na wielu niwach. Szukając w pamięci nazwisk wielkich Polaków związanych z naszym regionem przypomniałam sobie o roli gen. Maczka w "udrożnieniu" trasy kolejowej w okolicach Ustrzyk Dolnych w 1918 r. Pamięć ludzka jest zawodna, coś tam wiedziałam na zasadzie, że gdzieś tam dzwonią ale nie wiem w którym kościele więc nie umieściłam jego nazwiska na liście. Wczoraj będąc w sanockim skansenie, w tamtejszej księgarence zauważyłam biografię tego wyjątkowego Polaka. Kosztowała niewiele, więc kupiłam sobie tę ciekawie ilustrowaną książeczkę. Dziś rano zaczęłam ją czytać. Pierwsze wrażenia są bardzo pozytywne. Zaskoczyło mnie jedno, Generał był związany z Podkarpaciem i z szeroko rozumianymi Bieszczadami. Wychowywał się w Drohobyczu, przebywał u swego wuja w jego majątku w Wielkich Oczach, walczył tu o niepodległość Polski, a potem stacjonował wraz ze swoimi żołnierzami np. w Rzeszowie. Także w okolicy naszego regionu zakończył swój udział w Kampanii Wrześniowej. Biografia Jerzego Majki "Generał Stanisław Maczek" została wydana przez rzeszowskie wydawnictwo "Libra". Jest najprawdopodobniej częścią większej serii, na wystawie były też książeczki poświęcone m.in. gen. Sikorskiemu (urodził się na Podkarpaciu) i Leopoldowi Lisowi-Kuli. Być może owa seria jest poświęcona wojskowym związanym z naszym regionem. Gdybam, gdyż nie znajduję w internecie zbyt dużo informacji o tych biografiach. Autor, który jest historykiem specjalizującym się w zagadnieniach wojskowych związanych z XIX i XX -wieczną Małopolską przedstawia w sposób ciekawy aczkolwiek zwięzły losy Generała. Z kart książeczki wyłania się niezwykła postać. "Oddam głos" Jerzemu Majce, tak w e wstępie pisze o gen. Maczku. "Stanisław Maczek był postacią wyjątkowego formatu. Studiował filozofię i polonistykę, a został zawodowym wojskowym i w mundurze spędził 33 lata swego życia. W wojnach o "niepodległość i granice" wykazał się wielką pomysłowością i walecznością - był pierwszym oficerem WP awansowanym na wyższy stopień przez Naczelnego Wodza na polu bitwy. Dowodził pierwszymi polskimi formacjami pancerno-motorowymi, na czele których walczył w trzech kampaniach na terenie kilku krajów, od pierwszego do ostatniego dnia II wojny światowej. " W nagrodę' pozbawiono go obywatelstwa polskiego i na emigracyjny chleb zarabiać musiał jako sprzedawca i barman. Doczekał się jednak zmian ustrojowych w Polsce i symbolicznego bodaj zadośćuczynienia za doznane krzywdy. Jako jeden z wybitniejszych generałów polskich XX wieku znalazł trwałe miejsce w dziejach polskiego oręża. Niniejsza praca jest zarysem biografii wojskowej generała. Jej celem jest zwięzłe przedstawienie najważniejszych etapów życia gen. Maczka, wzbogaconych o jego sądy i wypowiedzi. Tekst zasadniczy uzupełniono o oryginalne cytaty: fragmenty opinii służbowych dotyczących Stanisława Maczka, opinie jego podwładnych, a także fragmenty rozkazów i pism do niego kierowanych." Jak wspomniałam wcześniej książeczka jest bogato ilustrowana. Są tu także archiwalne fotografie z naszego regionu. Polecam tę biografię Kolegom przewodnikom. Z tego co wiem prawie każdy z nas poszukuje informacji o przebiegu I wojny św. i wojny bolszewicko-polskiej na naszym terenie.
Tytuł: "Generał Stanisław Maczek" Autor: Jerzy Majka Wydanie: I Stron: 109 ISBN: 83-89183-10-2 Wydawnictwo: Libra Rzeszów 2005
"O niepodległość i granice Kampania krośnieńska ruszyła najpierw z Sanoka, gdzie połączyła się z ochotnikami z Sanoka i Borysławia (Grupa ppłk. Swobody). Pierwszym sukcesem grupy było opanowanie Ustrzyk Dolnych, a następnie (20 XI 1918 r.) Chyrowa - ważnego węzła kolejowego, w czym duży udział miała kompania por. Maczka. Dalsze ataki w kierunku Sambora zostały przez Ukraińców wstrzymane. W grudniu Chyrów chwilowo utracono, ale niebawem został ponownie odzyskany, wraz z linią kolejową do Przemyśla. Na początku 1919 r. front na dobre utknął pod Chyrowem. Kompania krośnieńska weszła w skład batalionu strzelców sanockich, który zakwaterowano w słynnym Zakładzie Naukowym oo. Jezuitów. Por. Maczkowi powierzono dowództwo kompanii ciężkich karabinów maszynowych. Był niekwestionowanym "specjalistą od wypadów". Górzysty teren i brak ciągłej linii frontu stwarzały energicznie działającej grupie spore możliwości. "Jedyną formą ofensywną - napisał S. Maczek - pozostawały wypady. Raczej płytkie, dorywcze, z garstką mych dobranych, uzbrojonych w ręczne granaty, gdyż miałem słabość do tej broni, hukiem i efektem łatwo stwarzającej zaskoczenie. Wypady, by wziąć jeńca, usunąć jakiś dokuczliwy karabin maszynowy, by niepokoić, by udawać siły, których nie było." Taki popisowy wypad przeprowadził por. Maczek w lutym 1919 r. na odprawie w dowództwie Grupy "Chyrów" gen. Mieczysława Lindego uzyskał zgodę na zorganizowanie wypadku na Smerczynę, gdzie znajdowała się jedna czy dwie haubice ukraińskie, ostrzeliwujące tor kolejowy oraz pociągi w rejonie miejscowości Terło. 18 lutego por. Maczek osobiście poprowadził stuosobową grupę wypadową, która nocą dokonała obejścia górami, niespodziewanie zaatakowała i zdobyła działo. Następnie, wykorzystując powstałe zamieszanie, powróciła główną drogą na stanowiska wyjściowe., prowadząc zdobyczną haubicę, choć planowano tylko jej zniszczenie (opis tej modelowej wręcz akcji został złożony przez S. Maczka w latach dwudziestych w Wojskowym Biurze Historycznym). "
Fot. Jacek Bis Pikuj jacekbis.blogspot.com/2017/02/pikuj-1408-m-npm-ukraina.html

Chciałabym Wam przedstawić książkę Andrzeja Potockiego "Słownik biograficzny Żydów z Podkarpackiego" wydaną przez rzeszowskie wydawnictwo Carpathia. Andrzej Potocki - dziennikarz, autor kilkudziesięciu książek o naszym regionie, twórca legendy /produktu turystycznego zakapiorów od lat zajmuje się ocaleniem pamięci o podkarpackich Żydach, przybliża rzeszy swoich czytelników naszą wspólną historię. Przed chwilą skończyłam przeglądać słownik. Prawdę powiedziawszy nie spodziewałam się, że aż tak wielu Żydów z naszego województwa weszło do historii, nie tylko naszego kraju. Wśród nich są literaci np. Jerzy Kosiński, Mieczysław Jastrun, Artur Miller - bardziej znany jako mąż Marlin Monroe (jego ojciec urodził się w Radomyślu Wielkim), Isac Singer - laureat nagrody Nobla, filmowcy np. Sam Spigiel - producent "Lawreca z Arabii" i "Afrykańskiej Królowej", naukowcy (tu lista jest długa) z Izydorem Izaakiem Rabim na czele, politycy wojskowi (to z tej książki dowiedziałam się, że blisko związany z naszym regionem Zygmunt Berling był Żydem). Listę sławnych postaci oczywiście można mnożyć. Sama książka to zbiór suchych faktów, są tu podane podstawowe dane biograficzne. Niekiedy obszerne biografie, innym razem Autor podaje tylko najbardziej istotne fakty z życia danej osoby. Słownik poprzedza interesujący wstęp w którym Autor pokrótce przedstawia nasze wspólne dzieje. Moim zdaniem warto zapoznać się bliżej z polsko-żydowską historią, być może to spowoduje iż inaczej spojrzymy na to co wydarzyło się na ziemiach polskich w czasie II wojny światowej. Książka jest starannie wydana, ma twardą okładkę, jest szyta. Moim zdaniem warto sięgnąć po tę książkę, można bowiem poprzez te około 300 biografii spojrzeć na naszą wspólną europejską historię. Być może bardziej odpowiednie słowo brzmiałoby: światową albowiem stąd pochodzili lub tylko tu bywali wicekról Indii, utytułowany tenisista stołowy,światowa królowa kosmetyków itd.
Spis treści Wstęp Literaci Muzycy i tancerze Plastycy i fotograficy Teatr i film Naukowcy Politycy Wybitni rabini i cadycy Żołnierze RP Inni Bibliografia Indeks nazwisk
Tytuł: "Słownik biograficzny Żydów z Podkarpackiego" Autor: Andrzej Potocki Wydanie: I Stron: 108 ISBN: 978-83-62076-24-6 Wydawnictwo: Carpathia http://www.carpathia.net.pl Rzeszów 2010
O wielkich tego świata jak np. rodzina Rubinsteinów bez problemów można znaleźć multum informacji. Ja chciałabym przedstawić kilka ciekawych postaci o których świat zapomniał. Jako pierwszy wybrałam biogram Alojzego "Alexa" Ehrlicha. Lubię tę postać, bardzo ciekawie i obszernie opowiada o nim nasz Kolega przewodnik i dziennikarz Adam Leń. Tak o nim pisze Potocki - str.95
"Ehrlich Alojzy "Alex" (1.01.1914-7.05 1992) urodzony w Komańczy, pierwszy indywidualny mistrz Polski w tenisie stołowym (dwukrotnie w latach 1934-1935), sześciokrotny medalista mistrzostw świata w tej dyscyplinie. Potrafił rozmawiać w ośmiu językach. Był jednym z pierwszych na świecie trenerów tej dyscypliny sportu. Zawodnik "Hasmonei" Lwów. Był ćwierćfinalistą mistrzostw świata w 1933 r. oraz srebrnym z lat 1936, 1937 i 1939 r. W roku 1934 znalazł się w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych sportowców polskich w plebiscycie "Przeglądu Sportowego". Na początku lat trzydziestych przeniósł się do Francji, ale nadal reprezentował w tenisie stołowym barwy Polski. W czasie II wojny światowej przez cztery lata był więźniem Auschwitz-Birkenau, potem trafił do obozu w Dachau. Po zakończeniu II wojny światowej zamieszkał w Paryżu i kontynuował karierę zawodniczą w barwach Francji. Dziewięciokrotnie zdobywał tytuł międzynarodowego mistrza tenisa stołowego: Anglii, Francji, Irlandii i Niemiec, oraz trzykrotnie w deblu tytuł mistrza Szwajcarii. Karierę sportową skończył w 1956 r. Zmarł w Paryżu."
"Fra(nie mam umlautu) nkel Moses (1847-1838) na przełomie XIX/XX, aż do zakończenia I wojny światowej, przez niemal ćwierć wieku sprawował funkcję burmistrza Ustrzyk Dolnych. To jedyny taki przypadek w skali całego województwa podkarpackiego. Niezależnie od sprawowanej funkcji był kupcem i przedsiębiorcą, który założył pierwszą rafinerię ropy naftowej w Ustrzykach Dolnych".
str. 98 "Kwieciński Józef, neofita, nobilitowany w 1764 r, pierwotnie mieszczanin warszawski pochodzenia żydowskiego zajmujący się wożeniem piasku i cegieł. W 1788 r. podczaszy sanocki. Sfinansował dokończenie budowy kościoła oo. Bernardynów na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Od Ignacego Potockiego kupił pałac w Warszawie. Zbudował okazałą kamienicę na Mariensztacie, w której mieszkał, i obszerne magazyny zbożowe na Solcu. Do kościoła oo. Bernardynów dobudował kaplicę i urządził w niej kryptę dla siebie i swojej rodziny."
str.100 "Salz Sam pochodził z Radomyśla Wielkiego. Studiował malarstwo i historię sztuki na Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu. Jeden z najbardziej znanych kolekcjonerów sztuki w Stanach Zjednoczonych. Kolekcjonował i jednocześnie handlował obrazami takich mistrzów jak: Utrillo, Chagall, Cezanne, Degas, Monet, Pissarro, Sisley, van Gogh i Lautrec."
str. 100
"Szoken Liwa (1902-1986), czyli Zofia Gomułkowa, żona Władysława Gomułki, I sekretarza PZPR w latach 1956-1970, urodzonego w Białobrzegach koło Krosna. Pochodziła z żydowskiej biedoty. Już od 1921 r. była aktywnym członkiem Komunistycznej Partii Polski. Gomułke poznała pracując w warszawskiej fabryce zabawek "Płomyk". W 1930 r. urodził im się syn Ryszard (Strzelecki). Na zawarcie oficjalnego małżeństwa zdecydowali się dopiero 21 kwietnia 1951 roku. Zaraz po ślubie aresztowano ich. W 1945 r. był szefową kadr Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej. W 1956 r., kiedy Gomułka został najważniejszą osobą w państwie, próbowała udzielać się publicznie, pracowała w komisji kontroli partyjnej przy Komitecie Dzielnicowym PZPR Warszawa. Szybko jednak zrezygnowała z aktywności politycznej. Pochowana na cmentarzu Powązkowskim."
I łyżka dziegciu do beczki miodu "Szojme z Krzeszowa około 1692 r. fałszywie oskarżony o świętokradztwo, po procesie i okrutnych torturach w śledztwie, kiedy nie zgodził się przejść na chrześcijaństwo został powieszony. O jego męczeńskiej śmierci powstała pieśń, napisana przez Szmula ben Dawida z Lublina."
Fot. Jacek Bis http://jacekbis.blogspot.com/2014/07/skansen-w-sanoku.html

Nie pora na odpoczynek, idę więc dalej wąską drożyną wytyczoną przez najnowszą historię mojego regionu. Dziś chciałabym porozmawiać o książce, którą kupiłam przez przypadek. Byłam w pttekowskiej księgarence w Sanoku, zobaczyłam książkę, której nie miałam w swoich zbiorach więc kupiłam. Byłam troszeczkę niezadowolona, gdy ją przejrzałam. "Sanockie biografie" Edwarda Zająca, jednego z najbardziej znanych lokalnych historyków wydała Oficyna Wydawnicza Miejskiej Biblioteki Publicznej w Sanoku w 2009 r. Edward Zając był najpierw założycielem i pracownikiem sanockiego Archiwum Państwowego, a następnie dyrektorem Muzeum Historycznego w Sanoku. Jest współtwórcą ''Rocznika Sanockiego", autorem "Szkiców z dziejów Sanoka", popularyzatorem wiedzy o Królewskim Mieście Sanok. "Sanockie biografie" to zbiór życiorysów znanych sanoczan, ludzi związanych z Ziemią Sanocką. Warto zapoznać się z biografami osób, które na trwale zapisali się w dziejach nie tylko naszej krainy. Najbardziej znanym sanoczaninem był Zdzisław Beksiński, znany współczesny malarz rozpoznawalny w całej Europie. Są i biogramy osób szerzej nieznanych, a wartych pamięci.
Spis treści Bronisław Filipczak (1877-1973) śpiewający notariusz Jan Bezucha (1908-1976) lekarz społecznik Tadeusz Trendota (1898-1977) sędzia zesłaniec Arnold Andrunik (1914-1944) kurier ZWZ-AK Kazimierz Dańczak (1914-1944) porucznik "Borsuk" Naftali Scheiner sanocki "Tulik" Bolesław Czech (1925-1962) konspirator z Zagórza Roman Ludwik Wajda (1901-1974) budowniczy POSK-u Stanisław Hes (1899-1956) więzień hitlerowskich katowni Aleksander Rybicki (1904-1983) twórca sanockiego skansenu Halina Bilewska-Pawlik (1931-1990) wybitny chirurg Józef Penar (1909-1994) akwarelista z Klimkówki Franciszek Malik(1912-2002) "cichociemny) Marian Teleszczyński (1916-1981) lekarz spadochroniarz Tadeusz Gołębiowski (1915-2004) w mundurze leśnika Stanisław Domański (1988-1970) lekarz fececjonista Michał Leszczyński (1906-1972) marynista Aleksander Piecuch (1851-1932) mistrz sanockich rzemieślników Jan Hydzik (1871-1931) założyciel sanockiej drogerii Antoni Kurka (1887-1935) komendant wojsk polskich w powiecie sanockim Ród Słuszkiewiczów Eygeniusz Leopold Słuszkiewicz (1901-1981) orientalista Edmund Słuszkiewicz (1895-1980) sanocki erudyta Ród Lipińskich Ród Beksińskich Obrońcy Westerplatte z Ziemi Sanockiej Wrześniowa walka i tułaczka Bohaterskie sanoczanki
Tytuł: "Sanockie biografie" Autor: Edward Zając Wydanie: I Stron: 147 ISBN: 978-83-61043-09-6 Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Miejskiej Biblioteki Publicznej Sanok 2009
Może na chwilę oddam głos Autorowi. "Sanockie biografie" Edward Zając Rozdział " Bohaterskie sanoczanki" "... Maria Świdrowa (1900-1943) W okresie okupacji była strażniczką w więzieniu Karno-Śledczym w Sanoku, przez które w latach 1939-1944 przeszło około dziesięciu tysięcy więźniów. Jako strażnika Maria Świdrowa była niestrudzona w niesieniu pomocy moralnej i materialnej więźniom. Dostarczała torturowanym i przesłuchiwanym leki, opatrunki, żywność i grypsy. Janina Świdrowa, jej córka, z poświęceniem wypełniała zadania łączniczki między apteką Zuzanny i Stanisława Kawskich, a więzieniem. współpraca ta wzmogła się wraz z przyjęciem obowiązków lekarza więziennego przez dr. Jana Marię Suchomela, który równocześnie był zastępcą Szefa Sanitarnego Komendy Obwodu ZWZ-AK w Sanoku. Niestety, zaangażowani w pomoc strażnicy byli wydawani, prawdopodobnie przez Ukraińców, władzom Niemieckim. Marię Świdrową aresztowało gestapo 12 maja 1942 r. Wywieziono ją do KL Auschwitz, gdzie już z początkiem 1943 r. została zamordowana. Relację o pracy i działalności Marii Świdrowej i jej córki Janiny w aptece Kawskich spisał strażnik więzienny Nestor Kiszka, ps."Neron", zamieszkały w Zagórzu.
Irena Łożańska, harcerka z Zarszyna, siostra sławnego kuriera, Jana Łożańskiego, ps. "Orzeł", który kilkadziesiąt razy przeprowadzał ludzi podziemia na Węgry, a z Węgier przenosił broń i pieniądze dla potrzeb konspiracji. Została zamordowana 16 czerwca 1942 r. we własnym domu w Zarszynie przez Humeniuka i Lindego - gestapowców z Sanoka wraz z innymi Polakami o nieustalonej tożsamości.
Elżbieta Bełza z Wielopola. Żona twórcy zagórskiej konspiracji. Po ucieczce aresztowanego przez hitlerowców z transportu kolejowego Alojzego Bełzy ps. "Alik", Niemcy aresztowali jego żonę, Elżbietę, która przeszła na gestapo ciężkie śledztwo, a następnie wywieziona została do obozu pracy przymusowej w Pustkowie.
Maria Stock (1916-1944) urodziła się we Wiedniu w czasie I wojny światowej, kiedy to mieszkańcy Sanoka ewakuowali się przed inwazją wojsk rosyjskich. Była córką Franciszka Stocka, kapitana armii austriackiej i naturalizowanego Słoweńca, ożenionego z marią Prochaskówną. W niepodległej Polsce Franciszek Stock dosłużył się rangi pułkownika. Maria Stock podczas okupacji była żołnierzem ZWZ-AK Obwodu "San" w Sanoku, pełniła funkcję łączniczki i kolporterki prasy podziemnej. Jej rodzice jako jedni z pierwszych oddali część domu w Sanoku przy ul. Długiej na noclegi dla osób przekradających się na Węgry. 14 kwietnia 1942 r. na rozkaz sanockiego gestapo aresztowano pułkownikową Marię Stock i jej dwie córki: Annę (zamężna Florkowska) i młodszą - Marię. Kobiety zostały osadzone w sanockim więzieniu. Wkrótce matkę i siostrę Marii Stock zwolniono, jednak ją samą hitlerowcy wywieźli do KL Auschwitz, gdzie w 1944 r. poniosła śmierć."

W tym wątku staram się polecać książki, szczególnie te napisane przez ludzi stąd. Dziś zrobię wyjątek. "KSU rejestracja buntu" napisana przez Krzysztofa Potaczałę jest specyficzną biografią. Po przeczytaniu pierwszych kilkunastu kartek zaczęłam rechotać, szczególnie spodobało mi się zdanie: "Zapaliły się głowy, zabulgotała w żyłach krew. O tym jest ta opowieść. O grupie dojrzewających za "późnego Gierka" chłopaków, którzy już wkrótce mieli wstrząsnąć skostniałym porządkiem, zburzyć małomiasteczkowy ład i wzbudzić najpierw niepokój, a potem wściekłość komunistycznych służb.". Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy po zapoznaniu się z dwoma pierwszymi rozdziałami to ta: tworzenie mitu na siłę. Być może owa kreację kupią fani KSU, być może książka stanie się popularna i zniknie w oka mgnieniu z półek księgarni ale dla mnie, dla miejscowej jest ona po prostu "niestrawna". Nie byłam w stanie jej przeczytać, zakończyłam lekturę po trzech rozdziałach. Nie wrócę do nie. Plusem owej publikacji jest opublikowanie kilku zdjęć i notatek służbowych sporządzonych przez ORMO, protokołów z przesłuchań sporządzonych przez MO i SB, opublikowanie akt dotyczących zespołu. Książka jest poświęcona "bieszczadzkiemu" składowi zespołu i obejmuje okres od 1978 do połowy lat 90-tych.
Spis treści: Zamiast wstępu Okruchy przeszłości Porażeni punk rockiem Leśne wyprawy, młodzieńcze wybryki Hymn o Ustrzykach Skazani tańczą pogo, KSU podbija Kołobrzeg Na scenie punk, a w piwnicach Lenin Uleczony kompleks prowincji Wolna Republika Bieszczad Publika w ekstazie, gliny wyłączają prąd A miał być wielki powrót Kryptonim "Żyletka" Siczka maszeruje i tworzy przeboje Płytowy debiut na dziesięciolecie Konsomoł zaprasza, pilnuje i broni Punk's Not Dead Epilog Dziennik znaleziony na strychu
Tytuł: "KSU rejestracja buntu Opowieść o punk rocku w Bieszczadach" Autor: Krzysztof Potaczała Wydanie: I Stron: 231 ISBN: 978-83-89183-62-0 Wydawnictwo: Libra Rzeszów 2010
Na koniec jeszcze coś chlapnę o pięknym geście. Zespół lub wydawnictwo podarowało książki z autografem Siczki bieszczadzkim bibliotekom. I za to Im można tylko podziękować.
W poprzednim poście wspomniałam iż "KSU rejestracja buntu" jest specyficzną opowieścią. Jeden z rozdziałów "Kryptonim "Żyletka" jest moim zdaniem interesujący, są tu opublikowane akta organizacji młodzieżowej występująca pod nazwą PUNK (określenie zaczerpnięte z notatki służbowej ORMO). Fragment tego rozdziału przetoczę za chwilę. Bardzo podobają mi się także wspomnienia członków zespołu i ich znajomych. Oto kilka z nich:
"Tekst piosenki "Moje Bieszczady" to kwintesencja tego, co w nas się wtedy budziło. Dlatego, podobnie jak brat, poświęciłem się Bieszczadom w sensie ocalenia ich od niepamięci. Z tego powodu powstał lokalny oddział Towarzystwa Opieki nad Zabytkami i rocznik historyczny "Bieszczad". Bohun"
"Operacja "Bieszczady'40" spotkała się, delikatnie mówiąc, z niechęcią miejscowej ludności, zwłaszcza tej bardziej zasiedziałej. Powody były różne. Z jednej strony konieczność wyżywienia kilkunastu tysięcy przybyszów przy narastających brakach w zaopatrzeniu pogłębiała trudności aprowizacyjne trapiące ludność Ustrzyk i okolic. Z drugiej - obecność licznych zastępów młodzieży z jej paramilitarnymi rytuałami w oczywisty sposób kolidowała z ugruntowanym bieszczadzkim genius loci - niepokornym, rozwichrzonym i anarchistycznym. Jurek Linder"
"Nie cierpieliśmy harcerzyków. Tacy niby grzeczni, a śmiecili gdzie popadnie. Za deptanie trawników w ustrzyckim parku niejeden dostał łańcuchem przez plecy i szpica na dupę. Oni traktowali Bieszczady jak krainę w której wszystko wolno im robić. A dla nas ta kraina była najdroższa, chcieliśmy ją chronić przed harcerzami i przed turystami, czyli stonką. Bo to też była konkurencja w zdobywaniu choćby tak podstawowego artykułu jak papier toaletowy Siczka"
Właśnie w tych wspomnieniach widzę największą wartość tej publikacji. Są szczere, znakomicie oddają klimaty tamtego okresu i sądzę, że reprezentatywne. Z wielką uwagą przeczytałam je wszystkie. Znajdują się na marginesach książki na szarym tle więc nie ma problemów z ich odnalezieniem.
Fragment podsumowania rozdziału " Kryptonim "Żyletka". "Sprawa Operacyjnego Sprawdzenia pod kryptonimem "Żyletka" trwała niespełna pięć miesięcy i zakończyła się 25 lipca 1980 r. Podczas działań rozpracowujących nieformalny ruch młodzieżowy w Ustrzykach Dolnych SB i MO wykorzystały dwóch tajnych współpracowników i trzy kontakty operacyjne (na temat tych ostatnich nie ma żadnych danych). W odniesieniu do jednej osoby zastosowano kontrolę korespondencji (kontrolą objęto listy do Bogusława Augustyna). Znajdująca się w oddziale Instytutu Pamięci Narodowej w Rzeszowie teczka sprawy to jednak tylko fragment dokumentacji dotyczącej KSU i ustrzyckiego środowiska skupionego wokół zespołu. Brakuje szeregu meldunków składanych przez miejscowych milicjantów, ormowców i esbeków. Część z tych materiałów zniszczono w ówczesnym Rejonowym Urzędzie Spraw Wewnętrznych w Ustrzykach Dolnych. Nie zachowały się ani dokumenty pisemne ani fotograficzne. [...]. Cytowane powyżej materiały wskazują , ze bezpieka i milicja miały trudności w rozpracowaniu ruchu punk w Ustrzykach Dolnych. W raportach i notatkach służbowych mylono imiona i nazwiska członków KSU i ich przyjaciół, nie potrafiono zgromadzić właściwej wiedzy na temat subkultury punk (zarówno w Polsce jak i w Wielkiej Brytanii), ustalić niektórych faktów (np. w jaki sposób list od ustrzyckich punków dotarł do Radia Wolna Europa), a odpowiedzialnością za różnorakie chuligańskie wybryki obarczano niemal wyłącznie osoby z kręgu KSU. [...] Na uwagę zasługuje fakt, ze do rozpracowania punkowego środowiska w Ustrzykach Dolnych zastosowano aż 16 przedsięwzięć operacyjnych - od rozmów ostrzegawczych, profilaktycznych i wychowawczych, po jawne zastraszanie zarówno młodych buntowników spod znaku anarchii i agrafki, jak też ich rodziców. Groźba wydalenia ze szkoły, zablokowania przystąpienia do matury, a także zwolnienie z pracy wiążącego się z "wilczym biletem" była całkiem realna. Nie można w tym kontekście wykluczyć, że bezpieka nie skaptowała na swoje potrzeby kogoś z ówczesnych uczniów szkół średnich, studentów lub ich rodziców robiąc z nich pospolitych konfidentów. Za to faktem jest, iż niektórzy młodzi ludzie nagabywani przez reżimowe służby nie dali się - mimo stwarzanych im na co dzień problemów - zastraszyć. Przetrwali nagonkę i tym samym zachowali twarz. Zamknięcie "Żyletki" nie oznaczało końca inwigilacji punckrockowego środowiska w Ustrzykach Dolnych. Członkowie KSU i ich wierni sympatycy nękani byli mnij lub bardziej aż do końca PRL-u."
Opracowanie Lucyna Beata Pściuk przewodnik górski, pilot wycieczek
Polecam nasze usługi przewodnickie - cena od 250 zł netto, od 350 brutto faktura VAT. Programy wycieczki przygotowuję indywidualnie dla każdej grupy dostosowując je do możliwości finansowych i zainteresowań grupy. Proszę o kontakt telefoniczny Lucyna Beata Pściuk przewodnik górski i turystyczny, pilot wycieczek 502 320 069 Bieszczady i okolice oferują dla grup zorganizowanych multum atrakcji, wśród nich są: wycieczki górskie, wycieczki po ścieżkach dydaktycznych, spacery po górskich dolinach, miejscach cennych przyrodniczo, wycieczki rowerowe, spływy kajakowe i na pontonach, jazda konna pod okiem instruktora, bryczki, wozy traperskie, prelekcje, pokazy filmów przyrodniczych, diaporam, warsztaty przyrodnicze, warsztaty kulturowe, warsztaty fotografii przyrodniczej, wizyty w wielu ciekawych miejscach np. hangary na szybowisku w Bezmiechowej, bacówkach z serami Bacówka Nikosa 504 750 254, zagroda edukacyjna Serowy Raj w Bukowcu, sery można zamówić telefonicznie 697 761 807 zwiedzanie muzeów, galerii, cerkwi i dawnych cerkwi, ruin, "zaliczanie" punktów widokowych, nawiedzanie sanktuariów, izby pamięci prymasa Wyszyńskiego, spacer po udostępnionych turystycznie rezerwatach, rejsy statkiem po Jeziorze Solińskim np. statkiem Bryza nr tel. 721 08 08 08 , żaglowanie po Jeziorze Solińskim spotkania z naukowcami, ludźmi kultury, artystami itd. np. przy ognisku, zakup ziół i przypraw u Adama (Numer telefonu do Adama 723 652 669, towar można zamówić drogą pocztową.) itp. Koszt obiadu to w przypadku grup młodzieżowych jest od 15 zł do 25 zł. W tym roku mamy bardzo rozwiniętą ofertę edukacyjną na którą składają się warsztaty i prelekcje: kulturowe, przyrodnicze, związane ze starymi rzemiosłami, fotografii przyrodniczej itd. Cena od 800 zł/grupa warsztaty przyrodniczo-fotograficzne, od 12 zł/os warsztaty pieczenia chleba i proziaków, robienia masła i smażenie konfitur.
Polecamy
Wspomnienia, pamiętniki
Książki historyczne
.
|